Pisanie o ordynacji wyborczej lajków nie przysparza, bo kogo to w końcu obchodzi, zwłaszcza gdy do wyborów rok z okładem. Gdyby jeszcze chcieli kogoś oszukać, sprytną sztuczką czy ordynarną gerrymanderką szanse swoje poprawić, to można by liczyć na rytualne oburzonko, ale tak? Ziew i nuda. Daje to jednak szanse felietoniście, by napisać coś serio, bez oskarżeń, iż realizacja jego pomysłów przyniosłaby głosy tym lub owym.
Czytaj więcej
Puszcza, inflacja, Rospuda, kabel od telefonu Dudy, wirus, świrus, cukier, kornik drukarz, dziki, śnięte ryby, przekop, przykop, zakop – na niczym się nie znam. A oni tak. Eksperci.
Zacząłem od przypomnienia autentycznie wzruszających scen z 4 czerwca 1989 r. Wtedy to do krajowych lokali wyborczych po raz pierwszy od wojny, jeśli nie po raz pierwszy w historii, pofatygowały się tabuny zakonnic, a do polskich ambasad – tłumy starych emigrantów, ściskających pożółkłe, dawno już nieważne dowody tożsamości, w zasadzie cokolwiek, co mogłoby poświadczać związki z ojczyzną. Ale to było głosowanie symboliczne, pierwsze i nawet jeśli nie całkiem wolne, to jego znaczenia – także emocjonalnego – nie sposób przecenić. A potem już zostało po staremu, emigracja głosowała.
Satyryk Michał Kempa żartował sobie niedawno – lojalnie uprzedzam, że to dość gruby żart – ze średniej wieku „Szkła kontaktowego”, w którym występuje, mówiąc, że po każdym programie przybywa mu pięciu widzów, ale ubywa ośmiu. Tak jest i z polską emigracją. Świat się zmienił i zmieniła się Polonia. Nie ma już emigracji wojennej, ale są za to tłumy młodych. Nie są to już górale w Ameryce na azbeście, lecz rodacy zewsząd w Anglii, Holandii czy Norwegii na normalnych etatach. Co charakterystyczne, wielu z tych ludzi łudzi się wciąż, że to pobyt czasowy, że zaraz wrócą, niech się tylko dorobią, niech się sprawy ułożą, niech dzieci szkoły pokończą. Dla niektórych, bądźmy uczciwi, to nie złudzenia i ktoś tam do Polski wrócił. Ale za to nowy dojechał, zupełnie jak z widzami „Szkła kontaktowego”.