Ferrada jest uznaną autorką książek dla dzieci i młodzieży, a także dziennikarką. Krótka, 135-stronicowa minipowieść „Kramp” jest jej pierwszą książką „dla dorosłych”, choć nie jest to jasne od samego początku. Do ostatnich rozdziałów stanie się już jednak czytelne, że dziecięcy język skrywa demony chilijskiej przeszłości.
Czytaj więcej
Dla każdego miał uśmiech i życzliwe słowo". „Ujmował delikatnością i uczuciem". „Powtarzał, że trzeba sobie zjednywać ludzi na każdym polu, bez moralizatorstwa i taniego pouczania". „Przez swoje rozliczne kontakty (...) równie swobodnie jak po Krakowie poruszał się na światowych salonach". Takie wypowiedzi znajdziemy w monografii poświęconej zmarłemu w 2016 r. kardynałowi Franciszkowi Macharskiemu z podtytułem „Kultura, media".
Historia na pozór nie jest skomplikowana. Młody mężczyzna pewnego dnia orientuje się, że to, co lubi w życiu robić i co mu wychodzi najlepiej, to handel. Zostaje więc komiwojażerem kursującym w pewnym państwie Ameryki Południowej po prowincjonalnych miastach i miasteczkach, sprzedając sklepom produkty różnych sieci, z którymi współpracuje: „gwoździe, piły, młotki, zasuwy i wizjery do drzwi marki Kramp”. Z reguły są to narzędzia i materiały budowlane oraz dla majsterkowiczów. Ale nie wciska ludziom bubli. Sam bowiem wraz z poślubioną „piękną kobietą” zbudował dom, „korzystając z produktów marki Kramp, i jakiś czas później urodziła im się córka, którą nazwali M” – czytamy i za chwilę narratorka zdradza: „M to ja”.
To, co się dzieje potem w powieści 45-letniej Maríi José Ferrady, ściśle wiąże się ze sposobem prowadzenia narracji. Można to nazwać realizmem magicznym lub można uznać, że narratorem jest dziecko. Albo też przyjąć, że „Kramp” jest rodzajem literackiego rebusa. Językowej szarady w stylu Georgesa Pereca. Pytanie tylko, jaka zagadka się za nim kryje.
Postacie u Ferrady nie mają imion, tylko są oznaczone inicjałem. Kilkuletnia narratorka to M. Ojciec to D, matka F, a kolega, z którym ojciec lubi chodzić do kina parę razy na ten sam film, to E. Zamiast uczęszczać do szkoły D zaczyna systematycznie zabierać ze sobą M w podróże służbowe. Kryje to przed światem – matką i nauczycielami. Matka natomiast coraz bardziej wycofuje się w głąb siebie. „Nie żeby dużo wychodziła z domu – po prostu jakaś jej część opuściła ciało i nie chciała wracać. Być może ten kawałek mamy był astronautą i właśnie podczas jednej z wypraw w kosmos spotkał się z D (...) i postanowił, że ten drugi kawałek, który wróci na Ziemię, z nim zostanie. Czy też ściślej mówiąc: z nami”.