Wina Mazurka: Wieprz a sprawa polska

Ci z Polverigi ukradli im świnię. Co z tego, że w średniowieczu, świnia jest świnia, do dziś nie oddali i nie przeprosili. A przecież Offagna trzy razy mniejsza. Ale mimo straty jakoś sobie poradziła.

Publikacja: 08.07.2022 17:00

Wina Mazurka: Wieprz a sprawa polska

Foto: materiały prasowe

Rzecz dzieje się w Marchii, czyli nigdzie. Turyści przepadają za Toskanią, zakochują się w Umbrii, ba, tłumami będą pędzić do nudnego jak flaki z olejem San Marino, ale żeby do Marchii to nie. Jeszcze nad Adriatyk owszem pojadą, posmażą się na plaży i już, do samolotu i do domu. Dwudziestu kilometrów od morza się nie ruszą, a tam inny, piękny świat. Marchijskie wzgórza niczym nie ustępują w malowniczości toskańskim, miasteczka w urodę oraz historię bogate, Rafael, Bramante stąd, a loretańska Madonna ani troszkę nie gorsza od innych – długo można wymieniać. Wszystko na nic, Marchia i tak jest niedoceniana.

Czytaj więcej

Wina Mazurka: Wakacje i wino

Winiarsko także. Któż poza maniakami słyszał o białym verdicchio, najbardziej znanym marchijskim szczepie? Wina czerwone to głównie montepulciano. Tu znów muszę powtórzyć, że słynne Vino Nobile di Montepulciano to wino głównie ze szczepu sangiovese (z tego samego, co chianti) robione w okolicach toskańskiego miasteczka Montepulciano, a montepulciano to czerwony szczep winogron. Hektolitrami produkowany w Apulii i Abruzji (montepulciano d’Abruzzo) najlepsze warunki do uprawy ma pod Ankoną, na wapiennych wzgórzach Monte Conero.

Tu znów muszę powtórzyć, że słynne Vino Nobile di Montepulciano to wino głównie ze szczepu sangiovese (z tego samego, co chianti) robione w okolicach toskańskiego miasteczka Montepulciano, a montepulciano to czerwony szczep winogron. 

To na nich ekologiczną winnicę ma Malacari, tłoczące swe wina w Offagni, tej od świni, bliskiej nam, bo do dziś czczą pamięć 2. Korpusu Polskiego gen. Andersa, który ich wyzwalał. Wszystko to ma znaczenie, lecz ostatecznie i tak przemówić muszą wina, które serwuje mi Alessandro, uśmiechnięty właściciel. Rosato udowadnia, że montepulciano można potraktować również w ten sposób, a różowe wino, zachowując świeżość przez kilka lat, doskonale towarzyszy jedzeniu. Takie również są podstawowe czerwone Rocca – owocowe, gastronomiczne, miłe.

Czytaj więcej

Wina Mazurka: Kieliszek z przyszłości

Przygoda zaczyna się przy Rosso Conero 2017, które rok spędziło w beczce – starej beczce, więc jej wpływ jest niewielki i sprowadza się do pięknych nut gorzkiej czekolady na finiszu. Wino, którego młodsze roczniki wciąż czekają w piwnicy (!), jest eleganckie, ładnie ułożone, a czas mu służy. Po piętnastu latach (Rosso Conero 2007) nabiera szlachetności, o jaką nie posądzalibyśmy montepulciano. Zdziwieni? To proszę: Malacari Grigiano 2010 czekało aż 12 lat, by pojawić się na półkach. To reserva, najlepsze z win Alessandra, wino o gigantycznym potencjale. Zachwyca owocami, gorzką czekoladą, leciuteńkim posmakiem kakao. Za kolejne 12 lat padniecie na kolana, ja zakochałem się już teraz.

Rzecz dzieje się w Marchii, czyli nigdzie. Turyści przepadają za Toskanią, zakochują się w Umbrii, ba, tłumami będą pędzić do nudnego jak flaki z olejem San Marino, ale żeby do Marchii to nie. Jeszcze nad Adriatyk owszem pojadą, posmażą się na plaży i już, do samolotu i do domu. Dwudziestu kilometrów od morza się nie ruszą, a tam inny, piękny świat. Marchijskie wzgórza niczym nie ustępują w malowniczości toskańskim, miasteczka w urodę oraz historię bogate, Rafael, Bramante stąd, a loretańska Madonna ani troszkę nie gorsza od innych – długo można wymieniać. Wszystko na nic, Marchia i tak jest niedoceniana.

Plus Minus
Mistrzowie, którzy przyciągają tłumy. Najsłynniejsze bokserskie walki w historii
Plus Minus
„Król Warmii i Saturna” i „Przysłona”. Prześwietlona klisza pamięci
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Ryszard Ćwirlej: Odmłodziły mnie starocie
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Polityczna bezdomność katolików
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
teatr
Mięśniacy, cheerleaderki i wszyscy pozostali. Recenzja „Heathers” w Teatrze Syrena