Skąd to przypuszczenie? Bo gorszy towar – zupełnie jak z pieniądzem – wypiera lepszy? Nie, akurat nie o to chodzi. Powodów jest kilka, a sprowadzają się one do tego, że świat ludzi zamożnych przykłada coraz większe znaczenie do zdrowia, a alkohol uchodzi za niezdrowy. Piszę „uchodzi”, bo sam niedawno dostałem książkę pewnego lekarza pod jakże krzepiącym tytułem „Wino jest zdrowe”. Niemniej jednak dalece nie wszyscy podzielają optymizm pana doktora. Niezdrowe jest mięso, mleko szkodzi, gluten to zło, a cukier zabija. No to jakże miałby się ostać alkohol?
Czytaj więcej
Wino im starsze, tym lepsze, wiadomo, prawda? To znaczy wiadomo, że to nieprawda, bo nie każde wino czerwone zyskuje na przechowywaniu, a ogromna większość białych najsmaczniejsza jest wtedy, gdy świeża. W takim razie zadajmy pytanie trudniejsze: czy każde barolo, każdego burgunda warto trzymać w piwnicy w nieskończoność? Ano nie, tylko niektóre roczniki.
Tu naprawdę nie ma sensu przerzucać się argumentami i tytułami książek. Taki jest trend i tyle, ale to nie wszystko. Niezależnie bowiem od tego świat od dawna odchodzi od mocnych, przealkoholizowanych win. To melodia lat 90., wiek poprzedni, było minęło. Sam takich nie lubię, ale znów, nie będę państwa zmuszał do przyjęcia moich gustów, rzućcie tylko okiem na sklepowe półki. 12–13 proc. alkoholu zamiast starych 14+ to coraz częstsza dawka przy winach czerwonych. Tak się po prostu teraz pije.
Niezależnie bowiem od tego świat od dawna odchodzi od mocnych, przealkoholizowanych win. To melodia lat 90., wiek poprzedni, było minęło.
Czy to oznacza, że wina bezalkoholowe – jakkolwiek sama nazwa jest oksymoronem – są równie dobre, jak wina klasyczne? Nie i nikt tak nie twierdzi. Wina te nie mają najczęściej swych roczników, nie robi się ich z pojedynczych, najlepszych parcel, ale i to się zmieni. Jeśli będą, jak zakładam, zyskiwać popularność, to pojawią się i bezalkoholowe grand cru. A na razie? Na razie nieporozumieniem jest Vi-No Ze-Ro, czyli mieszanka bezalkoholowego wina i… soku z winogron. Nawet smaczne, ale po co? No i stanowczo za drogie jak na sok. Beczki i Bębny to podobno merlot – wino o ładnym, czystym nosie, owocowym smaku z majaczącymi w tle nutami ziół. Naprawdę godne polecenia, choć klasą dla siebie w tym zestawie jest zawierający 0,5 proc. alkoholu wiśniowo-jagodowy pinot noir od Leitza. W tej kategorii mistrzostwo Europy i dobry zamiennik dla klasycznych pinotów.