Wina Mazurka: Wakacje i wino

Na wakacjach najlepiej pić wina lokalne. Nie ma co ich wozić do Polski, bo przywiezione do domu tracą cały swój urok.

Publikacja: 01.07.2022 17:00

Wina Mazurka: Wakacje i wino

Foto: materiały prasowe

Obładowani tobołami, z kłócącymi się dziećmi i cierpiącym w upale psem ładujemy do samochodu kolejne kartony z winem. A potem siadamy w domu i zamiast wakacyjnej romantyki pospolitość skrzeczy, a podrzędny sikacz nijak nie przypomina cudów, które piliśmy. Jak uniknąć tych błędów?

Podobne teksty pisałem już kilkakrotnie, lecz sądząc z maili i twitterowych wpisów, naród wciąż domaga się podpowiedzi. No to szybciutko.

1. Wybieramy cel podróży. To założenie idealne, ale co jeśli cel wybrała żona, mąż, niepijące dzieci i nie trafimy do słynnej apelacji? Wtedy rzucamy się do książek i internetów w poszukiwaniu informacji, kto i jakie wina robi w okolicy, a to wszystko dlatego, że…

2. …pijemy lokalnie. Każdy lubi barolo, rioję i chablis, ale dopóki nie jesteśmy w Barolo, Rioja czy w Burgundii, omijamy te wina. Szukamy tego, co powstaje w okolicy, a wina robią nawet w Szwecji, więc bez wykrętów. Są one zwykle świetnie dopasowane do lokalnej kuchni, a poza tym towarzyszy nam wtedy poczucie satysfakcji – o, patrz, to wino robią w sąsiedniej wiosce. No i uczymy się w ten sposób najwięcej.

Każdy lubi barolo, rioję i chablis, ale dopóki nie jesteśmy w Barolo, Rioja czy w Burgundii, omijamy te wina. Szukamy tego, co powstaje w okolicy, a wina robią nawet w Szwecji, więc bez wykrętów. 

3. Odwiedzamy winiarzy. Jeśli brak nam śmiałości (niesłusznie!), przeszukujemy miejscowe sklepy, winne bary i zamęczamy sprzedawców pytaniami. Proszę się nie bać, nie gryzą. Pytamy, jakie wina pić, w jakiej temperaturze, z czym łączyć, z jakich szczepów są zrobione etc.

4. Kupujemy to, co pijemy. Ale nie wszystko, bo naprawdę nie ma sensu rzucanie się na hektolitry najtańszych win stołowych w plastikowych kanisterkach. One bardzo nam smakowały na urlopie, podczas wieczornej kolacji na maleńkim, włoskim piazza, w nadmorskiej knajpce w Grecji czy na tarasie gdzieś w Hiszpanii, jednak przewiezione do domu tracą cały urok, bo to już nie ten nastrój, nie ten klimat, nie to towarzystwo. Kupujemy wina dobre i bardzo dobre, zwłaszcza rarytasy, butelki rzadkie.

5. Przewozimy rozważnie. Czasy się zmieniają i horrendalne marże polskich importerów odchodzą w przeszłość, dość powiedzieć, że pewien importer węgierskich win sprzedawał najlepsze butelki taniej niż producent w winnicy! Nie musimy więc pakować auta po dach. Ja kupuję to, czego nie mogę dostać w Polsce, bo (patrz pkt 4) tych kilkuset butelek rocznej produkcji nikt nie wysyła na eksport. I jeszcze jedno – nie jeździmy z winem w samochodzie po całej gorącej Hiszpanii czy Włoszech. A poza tym – ale to temat na zupełnie inną historię – czy mają państwo gdzie owe wina przechowywać? Tak czy owak, miłych wakacji!

Obładowani tobołami, z kłócącymi się dziećmi i cierpiącym w upale psem ładujemy do samochodu kolejne kartony z winem. A potem siadamy w domu i zamiast wakacyjnej romantyki pospolitość skrzeczy, a podrzędny sikacz nijak nie przypomina cudów, które piliśmy. Jak uniknąć tych błędów?

Podobne teksty pisałem już kilkakrotnie, lecz sądząc z maili i twitterowych wpisów, naród wciąż domaga się podpowiedzi. No to szybciutko.

Pozostało 84% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich