Policjant i prokurator

Najważniejszą sprawą w całej historii polskiego systemu antydopingowego pozostaje przypadek braci Zielińskich. Rozmowa z Michałem Rynkowskim, szefem Polskiej Agencji Antydopingowej (POLADA)

Publikacja: 01.07.2022 17:00

Policjant i prokurator

Foto: Paweł Supernak/pap

Plus Minus: Sportowiec, który wpadł na dopingu, to sukces czy porażka systemu?

Sukces systemu, choć pod kątem edukacyjnym możemy mówić o porażce, skoro nie udało nam się kogoś przekonać do unikania niedozwolonych środków i to przykre, ale nie do każdego można trafić. Niektórzy wiedzą lepiej, są odporni na sugestie płynące z naszej strony. Spotykają ich za to surowe konsekwencje. Sport wymaga profesjonalnego podejścia, zwłaszcza na najwyższym poziomie. Chodzi tu nie tylko o trening czy dietę, ale także właśnie kwestie antydopingowe.

Ile macie w sobie policjanta, a ile prokuratora?

Trudno zmierzyć. Nasi kontrolerzy stoją na pierwszej linii frontu, dając twarz agencji. Robią to profesjonalnie, zgodnie z procedurami oraz kulturalnie, ale zdecydowanie. Dochodzi do tego działalność śledcza, a więc kolejny element policyjny. Jako prokurator prowadzimy postępowania, ale naszym celem nie jest skazanie, tylko dojście do prawdy. Zdarzają się przecież przypadki zanieczyszczonych odżywek. Zawodnik ma wówczas szanse, aby wyjaśnić okoliczności i przedstawić wiarygodne dowody na obronę swoich racji.

Takie problemy mieli piłkarz Jakub Wawrzyniak, wioślarz Artur Mikołajczewski czy kulomiot Konrad Bukowiecki…

Bukowiecki stosował odżywkę, w której składzie nie wymieniono substancji zabronionej, choć ją zawierała, a producent dodatkowo opatrzył opakowanie znakiem: „Doping Free”. Zawodnik był przekonany, że bierze coś dozwolonego, a jego jedynym błędem było to, że kupił preparat na własną rękę, nie pytał o opinię. Skończyło się naganą, ale stracił też rekord świata juniorów.

Opinia, którą zawodnik uzyska za pomocą waszej infolinii, jest wiążąca i nawet jeśli suplement zawierałby niedozwolone środki, będzie niewinny?

Nigdy w przypadku odżywek nie udzielamy wiążących informacji. Możemy jedynie poinformować, że stosowanie danego preparatu wiąże się z niskim lub wysokim ryzykiem.

Pan jest prawnikiem, a pana poprzednik Jerzy Smorawiński był lekarzem. Czy ta zmiana miała wpływ na kierunek rozwoju POLADA?

To raczej znak czasów i dowód, jak zmienia się podejście do walki z dopingiem na poziomie globalnym. Dziś większy nacisk kładzie się na śledztwa, a do kontroli podchodzimy coraz bardziej indywidualnie. Rośnie element policyjny. Kiedyś większą wagę przykładano do działania laboratorium, analizowano potencjał substancji zabronionych. Obecnie rośnie rola kwestii operacyjnych, właściwego zarządzania. Nie funkcjonujemy w próżni. Współpracujemy z innymi organizacjami, wymieniamy się informacjami, koordynujemy działania. Próbujemy jak najbardziej efektywnie wykorzystywać środki przeznaczone na walkę z dopingiem.

Czytaj więcej

Witalij Kliczko. Są sprawy ważniejsze niż boks

Jak duży wpływ na powstanie POLADA pięć lat temu miała wpadka dopingowa braci Zielińskich?

Pokazała, że problem dopingu w Polsce istnieje – nawet na szczycie, wśród olimpijczyków. Zbiegło się wówczas jednak kilka wydarzeń. Światowa Agencja Antydopingowa (WADA) zwróciła chociażby uwagę, że nasz system postępowań dyscyplinarnych nie jest zgodny z międzynarodowymi standardami, co dało mocny impuls do nowelizacji ustawy o sporcie, a następnie stworzenia nowej. Kluczowy był jednak wybuch skandalu w Rosji, który pokazał, jak ważna jest walka z nielegalnym wspomaganiem na poziomie międzynarodowym.

Co dziś, jako szefowi POLADA, spędza panu sen z powiek?

Zależy nam na jakości: odpowiednim szkoleniu kontrolerów, przestrzeganiu procedur, unikaniu błędów ludzkich. Musimy też dbać o cyberbezpieczeństwo, bo ataki hakerów są dziś chlebem powszednim. To zagrożenie, które towarzyszy wszystkim. Doświadczyli tego chociażby Brytyjczycy czy Kanadyjczycy. Mówimy o informacjach wrażliwych, zwłaszcza danych medycznych. Kiedyś, za sprawą przecieku z konta Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego ujawniono chociażby dane o wyłączeniach dla celów terapeutycznych (TUE), co w swojej propagandzie wykorzystywali Rosjanie, według których zawodnicy z Zachodu używali TUE, aby legalnie stosować środki dopingowe.

Nie ma pan poczucia, że niektórzy mogą nadużywać TUE i jest w tej narracji ziarno prawdy?

Mogę tu mówić wyłącznie o naszym kraju. Nie mamy takich wniosków zbyt dużo – ok. 100 w ciągu roku. Wiadomo, że pojawiają się próby nadużycia, ale są wyłapywane. Nie jest też wcale tak łatwo je uzyskać. Pierwsza decyzja zapada na poziomie POLADA, ale później sprawa trafia do WADA, która monitoruje każdą sprawę i czasem prosi o wyjaśnienia lub dodatkową dokumentację.

POLADA ma pięć lat. Co w tym czasie mogliście zrobić lepiej?

Udało nam się zrealizować większość planów. Wiadomo, że chcielibyśmy mieć więcej personelu i wzmocnić nasz zespół analityczno-śledczy. Świat idzie w kierunku coraz bardziej indywidualnego testowania zawodników, co wymaga większej pracy wykonanej przed samą kontrolą. Rozczarowaniem była pandemia, która spowodowała, że nie realizowaliśmy naszych planów w zakładanym wymiarze. Stanęliśmy przed dużym wyzwaniem, bo musieliśmy ograniczyć kontrole. Nie było nam z tym dobrze, ale każda branża zmagała się ze swoimi problemami.

Pandemia otworzyła furtkę nieuczciwym sportowcom?

Wiadomo, że pojawiła się pokusa. Pobraliśmy mniej próbek, ale poziom wykrywalności się nie zmienił, ale więcej jest kontroli indywidualnych niż grupowych. Nie sądzę jednak, aby pandemia otworzyła szeroko furtkę, bo sportowcy tak naprawdę nie wiedzieli, do jakich imprez się przygotowywać. Doping bez celu i kalendarza nie jest efektywny.

Przemawia przez pana wiara w system czy w człowieka?

Wiara w system, bo podchodzimy do naszej pracy jak do kierowania pojazdem. Mamy ograniczone zaufanie do innych uczestników ruchu – tak jak do samych zawodników. Czasem ktoś przez całą karierę postępuje zgodnie z regułami, a później dopada go kryzys i sięga po substancję zabronioną. Tak było u jednego z kolarzy, który u kresu kariery uznał, że spróbuje erytropoetyny.

Postępująca indywidualizacja kontroli pokazuje, jak w walce z dopingiem rośnie rola sygnalistów?

Dostajemy jako POLADA sporo informacji – także z anonimowych źródeł. Najsłynniejszą sprawą wywołaną przez sygnalistkę był przypadek Pogoni Siedlce. Zadzwoniła do nas pielęgniarka, pani Bogumiła Sawicka. Jej interwencja zaowocowała sprawą, która przyniosła skazanie siedmiu piłkarzy, fizjoterapeuty oraz trenera. Kiedyś pewnie ktoś by się zdziwił… Kroplówki? Co to za doping? A jednak – podawanie infuzji dożylnych w objętości powyżej 100 ml co 12 godzin to metoda zabroniona, bo może służyć wypłukiwaniu niedozwolonych substancji, wprowadzeniu zmian parametrów krwi albo po prostu pomagać w regeneracji, która w profesjonalnym sporcie jest szalenie istotna. Wiemy, że nie jest to odosobniony przypadek. Takie rzeczy dzieją się także w innych dyscyplinach.

Dlaczego?

To prawdopodobnie efekt rosnącego przyzwolenia społecznego. Kroplówka na złe samopoczucie, kroplówka po imprezie, kroplówka z witaminami… Promują je celebryci, chwalą influencerzy. Można odnieść wrażenie, że kroplówka staje się dziś panaceum na bolączki naszego życia. Trudno się dziwić, że widzą to także niektórzy sportowcy. A mówimy przecież o zabiegu, który wykonuje się na podstawie wskazania medycznego.

Pogoń Siedlce to najważniejsze ze 143 naruszeń przepisów, jakie wykryliście w POLADA?

Najważniejszą sprawą w całej historii polskiego systemu antydopingowego pozostaje przypadek braci Zielińskich. Pogoń była jednak dla nas niezwykle istotna. Przede wszystkim nie była to klasyczna sytuacja, w której wykrywamy substancję w próbce pobranej od zawodnika, tylko przypadek nieanalityczny. Mieliśmy informację od sygnalisty, przeprowadziliśmy śledztwo. Pogoń nie była wcale pierwsza. Kilka lat wcześniej nagrano z kroplówkami dwóch zawodników Turowa Zgorzelec, ale film był zbyt krótki, a postępowania realizowały wówczas organy związku sportowego. Nie byliśmy jeszcze gotowi na mierzenie się z takimi sprawami. Dziś pewnie potoczyłaby się inaczej.

Są jeszcze inne przypadki, o których warto pamiętać?

Dwa lata temu pierwszy raz w dziejach polskiego systemu antydopingowego wykryliśmy EPO. To wymaga sporej pracy. Ważny był też ostatni głośny przypadek dotyczący paraolimpijczyków – pilota oraz kolarza. Przeprowadziliśmy wówczas długofalowe śledztwo, także we współpracy z Międzynarodową Unią Kolarską (UCI). To przypadek, który udowodnił, że nie ma w sporcie sfer, o których możemy powiedzieć, że doping tam nie występuje. Musimy mieć ograniczone zaufanie do sportowców, choć w naszej ocenie większość gra fair.

Ile śledztw obecnie prowadzicie?

Mamy około 30 otwartych spraw, ale niektóre z nich trwają latami. Czasem wracamy do tych starych, przedawnionych, bo zapewniają nam wiedzę, którą możemy wykorzystać operacyjnie. Nie możemy postawić już zarzutów, ale możemy celować z kontrolami w zawodników lub podopiecznych trenerów, którzy w przeszłości mieli problemy z systemem antydopingowym.

Jak wysoko sięgają wasze obecne śledztwa? Są nimi objęci np. olimpijczycy z Rio lub Tokio?

Są wśród nich zawodnicy z kadry olimpijskiej, ale pamiętajmy, że śledztwo to tylko podejrzenie, a nie dowód stosowania dopingu. Mamy informacje, które musimy zweryfikować. To nasz obowiązek.

Czytaj więcej

Sportowa pralnia

Prowadził pan kiedyś osobiście kontrolę antydopingową?

Uczestniczyłem w nich jako obserwator. Nigdy nie byłem kontrolerem, ale zawsze podchodziłem do pracy holistycznie, więc chciałem zrozumieć specyfikę kontroli i wiążące się z nią wyzwania. Wiem, że czasem brakuje zrozumienia ze strony trenerów czy sztabów szkoleniowych. Zdarzały się sytuacje, w których cała drużyna czekała w autokarze i chciała jechać do domu, a jeden z piłkarzy wciąż przechodził kontrolę…

Kolejne piwa nie przynosiły efektu?

Dziś już nie można przy okazji kontroli spożywać napojów alkoholowych. Zabroniliśmy tego w 2018 roku. Kiedyś faktycznie zdarzały się przypadki – zwłaszcza wśród piłkarzy – że zawodnicy wspomagali się piwem, ale nie przynosiło to efektów. Skończyliśmy z tym, bo kontrola to poważny proces, a alkohol może ponadto wpłynąć na proces steroidowy oraz rozwodnić mocz. Zakazany jest też chociażby prysznic. Niektóre substancje utrzymują się w organizmie bardzo krótko, więc od momentu wytypowania do kontroli zawodnik musi stawić się na nią bezzwłocznie. A mógłby przecież oddać pod prysznicem mocz, mocno się nawodnić i wypłukać w ten sposób ślady stymulantów.

Jak na pracę kontrolerów wpłynęło uzyskanie przez nich statusu funkcjonariuszy publicznych?

Poprawiło komfort pracy. Są dziś traktowani poważniej i w przypadku pojawienia się przeszkód mogą prosić o pomoc odpowiednie organy. Inna jest też świadomość zawodników. Odpowiedzialność w przypadku gróźb czy rękoczynów – a te pierwsze się zdarzały, kiedy sportowcom puszczały nerwy i wychodziło ich wielkie ego – jest inna. Zależało nam też na zaostrzeniu odpowiedzialności samych kontrolerów w przypadku ewentualnej korupcji.

Dzisiejszy kształt systemu antydopingowego to gwarancja, że taki wstyd, jaki przynieśli nam w Rio bracia Zielińscy, już się nie powtórzy?

Pamiętajmy, że do zastosowania dopingu może dojść już podczas samych igrzysk, czego przykładem jest wykrycie EPO u Kornelii Marek w Vancouver. Robimy, co się da, ale nigdy nie ma gwarancji. Walka z dopingiem to nie tylko kontrole, ale także chociażby paszporty biologiczne. Ponadto przed igrzyskami testujemy zawodników intensywniej i wykorzystujemy przyspieszony tryb analizy laboratoryjnej. Widzieliśmy, jak jest to istotne, na przykładzie rosyjskiej łyżwiarki figurowej Kamili Walijewej, gdy laboratorium w Sztokholmie wydało wyniki z opóźnieniem. Nam się to na pewno nie przytrafi.

Czytaj więcej

Igrzyska olimpijskie. Młodziej, modniej, taniej

Plus Minus: Sportowiec, który wpadł na dopingu, to sukces czy porażka systemu?

Sukces systemu, choć pod kątem edukacyjnym możemy mówić o porażce, skoro nie udało nam się kogoś przekonać do unikania niedozwolonych środków i to przykre, ale nie do każdego można trafić. Niektórzy wiedzą lepiej, są odporni na sugestie płynące z naszej strony. Spotykają ich za to surowe konsekwencje. Sport wymaga profesjonalnego podejścia, zwłaszcza na najwyższym poziomie. Chodzi tu nie tylko o trening czy dietę, ale także właśnie kwestie antydopingowe.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich