Jak wojna w Ukrainie dotknęła Finlandię

Rosyjska agresja na Ukrainę to punkt zwrotny dla prowadzonej od dekad fińskiej pragmatycznej polityki opartej na niedrażnieniu większego sąsiada ze Wschodu i wzmacnianiu z nim relacji gospodarczych. Teraz Finlandia idzie nową drogą.

Publikacja: 24.06.2022 17:00

Jak wojna w Ukrainie dotknęła Finlandię

Foto: AFP

Na pierwszy rzut oka wygląda to tak, jakby zatrzymał się czas. Długie, zielone wagony służące do przewozu drewna stoją przy głównej drodze biegnącej do granicy jak wielka dziecięca zabawka, w której skończyły się baterie. Stoją nieruchomo, czyste i puste. Kilometr, dwa, trzy, krajobraz pozostaje niezmienny. – Stoją tak od kwietnia, to efekt embarga na rosyjskie drewno – mówi mi Katri Lätt, mieszkanka Imatry. Większość rosyjskiego drewna docierała do Finlandii właśnie przez te tereny. Ale w Imatrze zatrzymały się nie tylko wagony z drewnem, bo tamtędy docierał do Finlandii też gaz. Gazu też już jednak nie ma, bo Rosja zakręciła kurek.

– Z perspektywy całego kraju rosyjskie odcięcie gazu nie zaboli Finlandii – mówi Ilkka Nokelainen, członek Rady Miejskiej w Imatrze, miasteczku położonym na fińsko-rosyjskim pograniczu. I rzeczywiście: do tej pory Finlandia importowała większość gazu od sąsiada ze Wschodu, ale surowiec ten stanowił zaledwie jedną dziesiątą całkowitego zużycia energii w kraju. Finowie już podpisali umowę z amerykańską firmą na wypożyczenie pływającego terminala LNG. – Dla nas jest to jednak problem, bo dwie nasze największe fabryki korzystały z rosyjskiego gazu i teraz trzeba zachować ciągłość dostaw – dodaje Ilkka Nokelainen.

Ilkka Nokelainen jest z rządzącej Socjaldemokratycznej Partii Finlandii. Tak jak cała partia również wywodząca się z niej premier Sanna Marin popiera sankcje na Rosję i wstąpienie do NATO. Ale podkreśla, że tutaj na wschodzie kraju sprawy nie są tak oczywiste, jak w Helsinkach. – Wiele lat korzystaliśmy na obecności Rosjan, żyliśmy z rosyjskich turystów. Pandemia Covid-19, a później wojna w Ukrainie spowodowały, że walczymy o przetrwanie – dodaje.

Na granicy hula wiatr

W położonej ledwie kilka kilometrów od granicy z Rosją Imatrze zatrzymały się nie tylko wagony z drewnem. Ścisłe centrum miasta, jeszcze kilka lat temu tętniące życiem, dziś przypomina bardziej rzeczywistość z obrazów malarza Giorgio de Chirico – pełną bezruchu, pustej przestrzeni. Na miejskim dziedzińcu większość punktów usługowych i sklepów jest zamknięta. W marcu działalność zawiesił także znajdujący się tutaj Center Hotel, główny hotel w mieście, który wcześniej przyjmował turystów, a także m.in. artystów biorących udział w znanym lokalnym wydarzeniu kulturalnym Black and White Festival.

Katri Lätt jest organizatorką tej imprezy: – W tym roku organizacja festiwalu jest bardziej wymagająca niż kiedykolwiek. Aktorzy i inni artyści odwołują przyjazdy. Jedni boją się wojny, dla innych przyjazd jest zbyt kosztowny, między innymi z uwagi na to, że ceny miejsc noclegowych w Imatrze poszybowały w górę. Właśnie odwołał swój przyjazd teatr z Londynu – mówi Katri Lätt.

W niedzielne przedpołudnie w centrum miasta otwarta jest miejscowa kawiarnia. Pracująca w niej Aada mówi, że sytuacja jest w tym momencie nie do pozazdroszczenia: – Zostali już tylko miejscowi. Nie ma turystów, przede wszystkim tych z Rosji. Wojna w Ukrainie była ostatnim gwoździem do trumny, ale ten proces zaczął się już wcześniej: zajęcie Krymu i sankcje na Rosję, później pandemia Covid-19, która odcisnęła ogromne piętno – wyjaśnia Aada. Podobnie jak wielu innych mieszkańców Imatry, mimo strat ponoszonych przez biznes, popiera wstąpienie Finlandii do NATO. – To kwestia naszego bezpieczeństwa. To nie podlega dyskusji – mówi. W Imatrze spotykam się też z właścicielem znanej w okolicy restauracji Buttenhoff – to jedno z tych miejsc, które przetrwały kryzys, przynajmniej na razie. Kiril Georgiew jest z pochodzenia Bułgarem i prowadzi restaurację od 38 lat. Mówi, że tak źle nie było jeszcze nigdy: – W tym momencie mam ogromne problemy, żeby utrzymać restaurację i w ogóle przetrwać. To, co się tutaj dzieje, to również wina lokalnych polityków, którzy przez ostatnie kilkanaście lat polegali wyłącznie na rosyjskich turystach. Teraz wszyscy płacimy za to wielką cenę – żali się.

Bodaj najbardziej oznaki zmian widać jednak na samej granicy fińsko-rosyjskiej. Przejście graniczne w Imatrze świeci pustkami, a jeszcze do niedawna było jednym z najbardziej ruchliwych przejść drogowych między Finlandią a Rosją. Jak mówi mi anonimowo jeden z fińskich pograniczników, tylko co jakiś czas przemieszczają się tędy pojedyncze ciężarówki z towarem. Poza tym przejście jest w zasadzie nieużytkowane. – Był też plan zbudowania połączenia kolejowego z Sankt Petersburga do Imatry. Tory już nawet stoją, wybudowano też dodatkowe parkingi dla samochodów. Realizacja projektu miała rozpocząć się na początku 2022 r., ale w związku z rosyjską agresją plany te zawieszono – tłumaczy Katri Lätt.

Katri Lätt wielokrotnie jeździła do Rosji, do Swetogorska położonego niecałe dziesięć minut drogi od granicy. Po tym, jak niedawno opublikowała na Facebooku post uderzający w rosyjski reżim, grożono jej śmiercią. – Dostawałam wspólnie z mężem pogróżki od różnych ludzi z Rosji, że jak pojadę kiedyś, to nas zabiją – mówi. – Nie ma to jednak większego znaczenia, nasza przyszłość jest już gdzie indziej – dodaje.

Kraj miliona rezerwistów

Jeszcze kilka miesięcy temu zaledwie 20 proc. Finów było za wstąpieniem kraju do NATO. Teraz, według najnowszych sondaży, to już prawie 80 proc. – To gigantyczna zmiana. Zmiana nie tylko mentalności, ale także i tożsamości kraju – przekonuje Kalle Schönberg, dziennikarz fińskiego radia YLE, mieszkający w Lappeenrancie, stolicy Karelii Południowej, ważnego kulturowo i historycznie regionu Finlandii.

Karelia Południowa to kolebka fińskiej kultury, region bogaty w legendy, pieśni ludowe i narodowe tradycje, które zapisano zresztą w najsłynniejszym fińskim eposie narodowym „Kalewali” Eliasa Lönnrota. To także region, o który Finlandia od wieków toczyła spory i wojny z Rosją, którego część Rosja po wojnie zimowej z 1940 r. Finlandii zabrała. Uciekinierzy z anektowanej części Karelii znaleźli wówczas schronienie po fińskiej stronie i zostali rozrzuceni po kraju, ale wielu Finów ze wschodu do dziś czuje nostalgię za tamtymi „kresami”. Strachu przed Rosją tutaj jednak nie ma, co nie znaczy, że nie ma obawy przed ewentualną agresją. – Nauczyliśmy się żyć z Rosją, choć wiemy, że Rosjanom nigdy nie można do końca ufać, nie można im wierzyć. Rosja atakowała Finlandię kilkadziesiąt razy w historii i ta świadomość w Finach jest obecna – podkreśla mieszkaniec Lappenranty Petri Mäkelä.

Petri Mäkelä jest inżynierem mechanikiem, a także popularnym w Finlandii blogerem zajmującym się tematyką wojskową i bezpieczeństwa. Jest też, jak sam mówi dumnie o sobie, rezerwistą. Finlandia ma około 900 tys. wyszkolonych rezerwistów, którzy w każdej chwili mogą wspomóc armię. Jest to możliwe dzięki temu, że służba wojskowa w kraju jest obowiązkowa. – W tym względzie Finlandia jest wyjątkiem na skalę europejską. Gdy kraje Europy po upadku Związku Radzieckiego przyjęły politykę odchodzenia od zbrojeń i utrzymywania obowiązkowego poboru, Finowie zachowali konserwatywne podejście i utrzymali obowiązek służby wojskowej. To pozwoliło nam zabezpieczyć się na wypadek ewentualnej agresji ze strony Rosji, bo Finlandia miała i ma nadal właściwie tylko jednego wielkiego wroga, czyli właśnie Rosję – podkreśla. Petri Mäkelä jest też strzelcem sportowym i członkiem Międzynarodowej Konfederacji Strzelectwa Praktycznego. – Finlandia zezwala rezerwistom na rejestrację swojej własnej broni i trenowanie z nią. Finowie angażują się często w różne stowarzyszenia i kółka strzeleckie. Wielu rezerwistów ma całkiem profesjonalne doświadczenie w obyciu z bronią, a armia jest świadoma, że w przypadku zagrożenia może z tych umiejętności skorzystać. Jeden z moich kolegów uczestniczył niedawno w najważniejszych ćwiczeniach wojskowych w Estonii. Relacjonował później, że trzymał poziom profesjonalistów, że nie odbiegał umiejętnościami od wojskowych z NATO – tłumaczy Petri Mäkelä.

Kalle Schönberg z fińskiego publicznego radia YLE podkreśla, że na wschodzie Finlandii mobilizacja przeciwko Rosji jest zdecydowanie większa niż strach przed nią. – Tutaj wszyscy znają Rosjan, mają z nimi kontakty, wielu Rosjan żyje w tym regionie i nie ma z nimi żadnego problemu – mówi Schönberg. – Wielu tęskni też do czasów sprzed Covid-19 i wojny w Ukrainie, ale zdają sobie sprawę, że odwrotu od tej sytuacji, przynajmniej na razie, nie ma – podkreśla dziennikarz. W podobnym tonie wypowiada się Joni Salmi, mieszkaniec Imatry, który studiuje turystykę. – Nie spotkałem się z przejawami ostracyzmu czy agresji wobec Rosjan. Ludzie boją się tego, czego nie znają. A tutaj wszyscy znają Rosjan i wiedzą, że nie każdy jest zwolennikiem Putina – dodaje.

W Helsinkach boją się bardziej

Jukka Terho pochodzi z Helsinek, jest informatykiem i taksówkarzem hobbystą. Jeśli o niego chodzi, przekonuje, to mógłby walczyć za Finlandię już dziś. Chwali sobie służbę wojskową, w której uczestniczył. – Byłem 12 miesięcy w wojsku. Odpowiadałem głównie za transport. Jeździłem samochodami, także czołgami. To był świetny czas. Był też trudny, trzeba to przyznać, ale nie żałuję. Większość Finów myśli podobnie. Ten rodzaj lojalności wobec państwa i powszechnej woli, żeby go bronić, to jest coś chyba wyjątkowego na skalę światową – przekonuje Jekka Terho.

Jukka myśli jednak trochę inaczej niż mieszkańcy Karelii. Co prawda w Helsinkach także da się wyczuć na każdym kroku mobilizację i gotowość do stawienia czoła Rosji, ale wyczuwalny jest też strach. Częściej mówi się tu także o zbiorowej odpowiedzialności Rosjan za wojnę. Jukka dobrze wyczuwa nastroje w stolicy, mówi, że teraz w taksówce to główny temat rozmów z pasażerami. – Atak Rosji na Ukrainę radykalnie zmienił panującą tutaj atmosferę. W tej chwili jest to atmosfera niepokoju, może nawet strachu. Nie chodzi co prawda o reakcję paniczną, ale ludzie boją się Rosji. Podobnie jak wy Polacy, my także mamy trudną wspólną historię. Ten ogromny wzrost odsetka Finów chcących wejścia ich kraju do NATO wynika głównie z obawy przed rosyjską agresją – twierdzi Jukka Terho.

O strach przed Rosją pytam także profesora Jarosława Suchoplesa, historyka i byłego ambasadora RP w Finlandii, który na co dzień mieszka w Jyväskylä, w środkowej części kraju. – Ten strach przed Rosją jest obecny w Finlandii właściwie od czasu II wojny światowej. Ale na pewno to, co stało się 24 lutego, jeszcze ten strach spotęgowało. Nie należy zapominać, że Finowie mają z Rosjanami długą na 1300 kilometrów granicę. Już po 2014 r., czyli aneksji Krymu, a później po pierwszym kryzysie migracyjnym z 2015 r., gdy Rosjanie celowo dostarczali pod fińską granicę grupy migrantów z Bliskiego Wschodu, Finom zapaliło się żółte światło w głowach i poczuli się zagrożeni – podkreśla prof. Suchoples. I dodaje, że w Finlandii ciągle żywe są wspomnienia z czasów wojny zimowej z 1939 i 1940 r., gdy mimo przewagi agresora ze Wschodu w bohaterski sposób udało im się obronić niepodległość. – Ten mit wojny zimowej to także ważny czynnik, który spowodował tak szybką i ogromną zmianę nastawienia do NATO – konkluduje.

Czytaj więcej

Brązy z Beninu czekają na powrót

Długa droga do NATO

Fińska droga do NATO rozpoczęła się jednak na długo przed rosyjską agresją na Ukrainę. Finowie już w 1994 r. przystąpili do natowskiego programu „Partnerstwo dla Pokoju”. Był to też czas, gdy Finlandia poszła inną drogą niż większość pozostałych krajów w Europie. Nie obcięła wydatków na zbrojenia, utrzymała obowiązkowy pobór do wojska. Finowie od wielu lat współpracują ze strukturami NATO, a w latach 2016–2018 podpisali szereg bilateralnych umów o współpracy wojskowej z partnerami Sojuszu. – To był długoterminowy plan. Realizował się jednak do tej pory głównie na poziomie politycznym i wojskowym, a nie na poziomie społecznym. Do 24 lutego większość Finów nie była specjalnie zainteresowana kwestią wstąpienia do NATO. Panowało nawet takie podejście, że lepiej nie drażnić Rosji, lepiej zachować tę neutralność – mówi Kerstin Kronvall, była korespondentka fińskich mediów w Rosji i Ukrainie. – Tym bardziej że Finlandia wiele zyskiwała na współpracy z Rosją, także gospodarczo – dodaje Kronvall.

– Mieliśmy politykę opartą na czterech filarach. Jednym z nich była bilateralna współpraca z Rosją, wzmacnianie wzajemnych relacji. Trwało to co najmniej przez dziesięć ostatnich lat, także za mojego urzędowania – mówi mi Timo Soini, były minister spraw zagranicznych Finlandii, dziś na politycznej emeryturze. – Pamiętam twarz naszego prezydenta Sauli Niinistö w dzień 24 lutego. Pracowałem z nim cztery lata, był rzeczywiście zszokowany i przestraszony. Także dlatego, że przez dziesięć ostatnich lat budował politykę opartą w znacznym stopniu na ostrożnym zacieśnianiu relacji z Rosją. Teraz to wszystko nie ma już większego znaczenia, cały dorobek przepadł bezpowrotnie – mówi Soini.

Timo Soini uważa, że to, co dzieje się obecnie w Finlandii, to ostateczny koniec epoki tzw. finlandyzacji, czyli pragmatycznej fińskiej polityki ostrożności i lojalności wobec sąsiada ze Wschodu, głównie w zakresie relacji zagranicznych, choć samo pojęcie odnosi się bezpośrednio do stosunków Finlandii i Związku Radzieckiego w czasie zimnej wojny. – Co prawda finlandyzację pogrzebał rozpad ZSRR i wstąpienie Finlandii do Unii Europejskiej, ale teraz mamy do czynienia z symbolicznym końcem tej historii. Wielu polityków, ale nie tylko polityków, dopiero teraz zmieniło swoje barwy – podkreśla Soini.

Dwie siostry

Dziś Finlandia wydaje się być już zjednoczona jeśli chodzi o sprawę członkowska w NATO. W przeprowadzonym w maju głosowaniu w Eduskuncie, czyli fińskim parlamencie, aż 188 spośród 200 posłów zagłosowało za staraniem się kraju o członkostwo w Sojuszu Północnoatlantyckim. Profesor Jarosław Suchoples twierdzi, że decyzja Szwecji, która również chce zerwać z polityką neutralności, pomogła Finom w podjęciu tak szybkiej decyzji. – To ma zarówno symboliczne, jak i pragmatyczne znaczenie. Szwedzi zawsze byli dla Finów taką starszą siostrą. Teraz obie siostry, podobnie jak w XIX wieku, będą szły ramię w ramię i tworzyły wspólną jakość w zakresie bezpieczeństwa, w ramach NATO.

Finowie są jednak świadomi, że Rosja będzie robić wszystko, żeby zdestabilizować sytuację wewnątrz kraju. Tak jak w 2015 r., gdy rozpętała kryzys migracyjny na granicy fińsko-rosyjskiej. – Finlandia to kraj, w którym mieszka zaledwie 5,5 mln ludzi. Finowie boją się, co się stanie, jeśli nagle na granicy pojawi się 200 tys. osób – zauważa prof. Jarosław Suchoples. Dlatego w Eduskuncie już rozpoczęły się prace nad trzema ustawami, które mają wzmocnić bezpieczeństwo państwa na wschodniej granicy, a premier Finlandii Sanna Marin rozmawiała niedawno na ten temat z szefową Komisji Europejski Ursulą von der Leyen.

Finlandia chciałaby mieć prawną możliwość czasowego zawieszenia rozpatrywania wniosków o azyl, gdy sytuacja na granicy wymknęłaby się spod kontroli. Według najnowszego sondażu zleconego przez YLE większość fińskich posłów popiera też budowę ogrodzeń na krytycznych punktach granicy mogących służyć za miejsca do potencjalnych ataków hybrydowych ze strony Rosji.

Wschód Finlandii nie drży jednak przed Rosją. W Imatrze i sąsiedniej Lappenrancie trudno spotkać kogoś, kto planowałby ucieczkę z pogranicza, gdyby Rosja znów – jak to miało miejsce w historii – przekroczyła wspólną granicę. – Do zwykłych Rosjan nic nie mam, a ci na górze wiedzą, że nie mieliby czego tutaj szukać. Finowie łatwo skóry nie sprzedadzą. Potrafimy się bronić i oni zdają sobie sprawę, że z Finami byłoby jeszcze trudniej niż z Ukrainą – mówi 25-letni Janne z Lappenranty. Janne przekonuje, że jak będzie trzeba, to i on wybierze się na wojnę. – Jestem gotowy walczyć za mój kraj. Rosja naprawdę nie ma czego tutaj szukać.

Czytaj więcej

Korupcja, pranie pieniędzy i morderstwa. Malta – wyspiarski raj utracony

Adrian Bąk, dziennikarz podcastu „Raport o stanie świata”

Petri Mäkelä – rezerwista z Lappenranty

Petri Mäkelä – rezerwista z Lappenranty

Adrian Bąk

Na pierwszy rzut oka wygląda to tak, jakby zatrzymał się czas. Długie, zielone wagony służące do przewozu drewna stoją przy głównej drodze biegnącej do granicy jak wielka dziecięca zabawka, w której skończyły się baterie. Stoją nieruchomo, czyste i puste. Kilometr, dwa, trzy, krajobraz pozostaje niezmienny. – Stoją tak od kwietnia, to efekt embarga na rosyjskie drewno – mówi mi Katri Lätt, mieszkanka Imatry. Większość rosyjskiego drewna docierała do Finlandii właśnie przez te tereny. Ale w Imatrze zatrzymały się nie tylko wagony z drewnem, bo tamtędy docierał do Finlandii też gaz. Gazu też już jednak nie ma, bo Rosja zakręciła kurek.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi