Ale na przykład już Szymon Hołownia chyba tak nie myśli.
Nie. To jeszcze jeden powód, dlaczego ta górna część sceny politycznej jest tak rozdrobniona. W dolnej części źródła pęknięć są inne. Aktywiści i politycy PiS są uwięzieni, bo całą swoją ufność złożyli w ręce prezesa. Tymczasem on wykonuje gwałtowne, nieprzemyślane ruchy, które kumulują wewnętrzne napięcia. Pytanie, ile jeszcze takich rzeczy, jak wyrzucenie Gowina, piątka dla zwierząt, musi się wydarzyć, aby podważyć zaufanie, wiarę wewnętrzną, w prezesa Kaczyńskiego jako wybitnego stratega. Czy jednak czasem ta sztywna konstrukcja nie posypie się wtedy w odłamków stos. Rozdrobnienie opozycji samo w sobie jest też czynnikiem osłabiającym PiS. Na razie nie widać, żeby miała się ona zjednoczyć. Kiedyś Donald Tusk w pełni kontrolował PO, a z PSL nie musiał z wielu powodów się specjalnie liczyć, Lewicę można było skubać. I był jeszcze kompletnie tkwiący w niszy Korwin. Teraz mamy zupełnie inną sytuację. PSL przeżyło ileś swoich politycznych śmierci, Lewica ma swoją bańkę i część z niej wyklucza współpracę z PO. Jest Konfederacja z Krzysztofem Bosakiem i Sławomirem Mentzenem na wyższym już sondażowym poziomie. I też ma swoją bańkę, swój obieg.
Czy inwazja Rosji na Ukrainę coś konkretnego pana zdaniem zmieni w polskiej polityce? Jeśli tak, to co?
Nikt nie wie, jak się to skończy, choć wiele wskazuje na to, że niektóre wątki naszej polityki staną się już nieaktualne – na przykład wytykanie Niemcom pobłażliwości względem Putina. Miło byłoby pomarzyć o jakimś spuszczeniu z tonu w krajowej debacie. Widać jednak, że nawet w chwilach największego napięcia i największej potrzeby jedności po obu stronach są tacy, którzy nie mogą się powstrzymać przed używaniem ukraińskiej tragedii jako pałki na krajowych przeciwników. Może jednak ci, którzy takiej pokusie nie ulegali, zapamiętają te żałosne zachowania i ci zacietrzewieni stracą w ich oczach wiarygodność. Nadzieję w końcu mieć można.
Na koniec: Co jest dla pana najważniejszym dziś trendem, zjawiskiem mówiącym panu o tym, kto wygra następne wybory?
Wiemy, że będą bardzo wyrównane. Jeśli coś je może przechylić wcześniej na jedną stroną, to po pierwsze, jeśli któraś z partii jeszcze przed wyborami uzna się za pokonaną. Zdemobilizują się aktywiści i – w konsekwencji – wyborcy. Może też pojawić się zmiana pozytywna – ustawienia na nowo relacji między partiami i wewnątrz partii. Na przykład przeprowadzenie otwartych prawyborów – jak na Węgrzech – jako pomysł na zdrowsze wzajemne relacje Szymona Hołowni z PSL i PO. Jeśli jednak coś mogłoby sprawić, że sytuacja do końca nie będzie jasna, to utrzymanie się dzisiejszego rozhisteryzowania. W polityce rozhisteryzowanie nie jest dobrym doradcą. Tu najciekawsza jest postawa młodego pokolenia polityków – tych, którzy weszli w życie już po 2007 roku. To pokolenie mogłoby wejść na pierwszą linię frontu z przekonaniem, że nie ma tu miejsca na histerię, bo nie ma ryzyka egzystencjalnego i trzeba powoli, systematycznie działać. Bo to starsze pokolenie polityków przeżywało sytuację, którą nazwałem sobie „politycznym tsunami". Czyli taką, gdy partia premiera w kończącej się kadencji nie wchodzi do Sejmu. To jest dla partii zagrożenie egzystencjalne. Nowe pokolenie takich doświadczeń nie ma. I pytanie, czy narzuci partiom myślenie, że nie należy żyć w przekonaniu o stałym zagrożeniu wyginięciem. Na przykład sposób, w który Hołownia zareagował na powrót Tuska: Pożyjemy, zobaczymy. Bo może się okazać za rok, że nowy/stary przewodniczący ma jednak sufit, a młodzi powiedzą mu, żeby był honorowym przewodniczącym, a kandydatem na premiera zrobią kogoś innego. Może uda im się uwierzyć, że dadzą sobie radę bez tej niecierpliwości, stałego wewnętrznego spięcia, paniki, histerii. Albo czy się z tego wyzwolą, bo część w to właśnie popadła – w poczucie, że codziennie jest armagedon. Tymczasem w polityce potrzebna jest ciężka praca. I spokój.
Jarosław Flis – profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, jest socjologiem zajmującym się komunikowaniem politycznym, w szczególności zaś jego społecznymi i instytucjonalnymi uwarunkowaniami. Jest autorem książek „Złudzenia wyboru" (2014) oraz „Samorządowe public relations" (2007). Ma w swoim dorobku współpracę z instytucjami publicznymi – od małych gmin do Sejmu, KPRM i Kancelarii Prezydenta RP. W latach 1993–1997 pracował jako rzecznik prasowy prezydenta miasta Krakowa.
Wszyscy ludzie prezydenta. Kto stoi za sukcesem Andrzeja Dudy?
Od Joachima Brudzińskiego po politycznego banitę Marcina Mastalerka – po zwycięskiej kampanii sporo osób może wypinać piersi do orderów. Trudno za to wskazać winnych bolesnych wpadek Andrzeja Dudy, które szczęśliwie dla niego nie odebrały mu jednak reelekcji.
Michał Kolanko jest redaktorem działu krajowego „Rzeczpospolitej". Publikuje teksty relacjonujące i analizujące życie polityczne, przeprowadza wywiady na tv.rp.pl, współprowadzi podcast „Polityczne Michałki".
Fragment książki Michała Kolanko „Gamechanger. Za kulisami polityki", która ukazała się właśnie nakładem wydawnictwa Rebis, Poznań 2022.
Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji