Każda wojna, zwłaszcza ta, która nie oszczędza cywilnej ludności, powinna być blisko w naszej codziennej świadomości. Wojna w Ukrainie razem z całym bestialstwem jest taka właśnie, bliska od rana do nocy, bo codziennie widzimy morderstwa i masowe tortury. Jednak jest bliska też dlatego, że dzieje się tuż obok, fizycznie, naprawdę niedaleko. Gdyby jednak zgodnie ze słowami poety każda wojna, nawet daleka, była dla nas równie bolesna, równie przyjęta do codziennej świadomości, może ta wielka zbrodnia sprzed prawie dekady – cywile torturowani i zabijani w Donbasie – nie pozwoliłaby na tak poprawne kontakty dyplomatyczne i gospodarcze z Putinem, może nie byłby zapraszany na międzynarodowe kongresy i nie wiązano by się z nim gospodarczo. Cóż, Donbas jest po prostu daleko i nie graniczy z Unią Europejską i NATO.
Czytaj więcej
Podczas oscarowej gali Chris Rock, który zażartował z Jady Pinkett Smith, został niespodziewanie spoliczkowany przez jej męża Willa Smitha. Epizod opisują media na całym świecie. Niektóre poświęcają mu prawie tyle czasu, co wojnie w Ukrainie. Jakby zapominając, że żyjemy w stanie ogólnego zagrożenia, odbiegającym od normy. Przez normę rozumiem też wojny, głód, klimat i wszystko to, co niby zawsze istnieje, ale na ogół daleko od nas– albo w miejscu, albo w czasie. Wojna w Ukrainie jest inna, bo nasze myśli o możliwej zagładzie są bliżej naszej świadomości.
Zresztą nie tylko o wojny tu chodzi. Dla mnie szczytem takiego oddalenia świadomości była decyzja o zorganizowaniu igrzysk olimpijskich w Chinach. Tak, Chiny właśnie są daleko. Zbyt daleko, żeby tortury, jakie tam się stosuje, były „bolesnym szkłem pod powieką", jak pisał Młynarski. A przecież łamanie praw człowieka, godności i bezpieczeństwa jest tam na porządku dziennym. Od naszego europejskiego życia tak daleko, że ta granica znika nam z horyzontu sumienia. Dopiero teraz, kiedy widzimy każdego dnia, że nasz „skwer może się stać grobem", temperatura oburzenia wychodzi poza skalę termometru. Teraz widzimy, że wystarczy przyzwolenie, a wojna może zamienić agresora w prymitywną dziką bestię. Może zresztą zawsze był prymitywną dziką bestią, tylko wojna obnażyła rozmiar tej dzikości. Istoty dzikie nie kierują się żadnymi zasadami, prawami, refleksją i sumieniem. Oczywiście, że trzeba nakładać sankcje, odcinać wszystko, co się da, z powiązań gospodarczych, a nawet to, czego pozornie się nie da. Jeśli jednak przyjmiemy miarę dzikiego, to raczej rozjuszony rzuci się w samobójczą walkę, a nie ulegnie, kierując się logiką i kalkulacją.
Zresztą nie tylko o wojny tu chodzi. Dla mnie szczytem takiego oddalenia świadomości była decyzja o zorganizowaniu igrzysk olimpijskich w Chinach. Tak, Chiny właśnie są daleko. Zbyt daleko, żeby tortury, jakie tam się stosuje, były „bolesnym szkłem pod powieką", jak pisał Młynarski. A przecież łamanie praw człowieka, godności i bezpieczeństwa jest tam na porządku dziennym.
Dlatego z takim przerażeniem i zgorszeniem obserwuję powrót tematu katastrofy smoleńskiej, zarządzony przez Jarosława Kaczyńskiego. Czy naprawdę nie dość jest prawdziwych, codziennie dokumentowanych zbrodni, żeby teraz wysuwać na pierwszy plan wielokrotnie obalane sugestie? Wystarczy jeden człowiek torturowany i zabity, żeby sprawca zasłużył na najsurowszą karę. Tych ludzi zginęło i zginie pewnie jeszcze tysiące. Propaganda rosyjska robi wszystko, żeby te obrazy zbrodni nazwać oszustwem, manipulacją i w dużym stopniu jej się to udaje, chociaż wielu Rosjan zapewne zdaje sobie sprawę ze stanu rzeczy, tylko wypiera oczywistą prawdę. Jak można w takiej sytuacji dawać władzom rosyjskim taki prezent w postaci oskarżenia o zbrodnię, której nie popełnili? Jak można generować sytuację, w której określenie „polska prowokacja" można wypowiedzieć w rosyjskich mediach z czystym sumieniem? Czy nasze władze zdają sobie sprawę, że rozbudowując ten fałszywy konflikt, narażają nas na coraz bardziej realne niebezpieczeństwo? Że drażniąc dzikiego głupio i niepotrzebnie, dają mu argumenty i wyzwalają społeczną wrogość już i tak zmanipulowanych Rosjan?