„Biały ląd" to wyjątek od reguły. Pomimo trzech autorów jest to powieść spójna i jednorodna. Mało tego – w swoim gatunku udana, przebojowa i wciągająca. Stoją za nią Łukasz Błaszczyk, Paweł Sajewicz i Marek Wełna (wszyscy z roczników osiemdziesiątych). Dwóch pierwszych to twórcy po debiutach prozatorskich, Sajewicz ma nawet więcej tytułów w dorobku. Marek Wełna jest za to lekarzem i to on był pomysłodawcą fabuły. Dość oryginalnej nawet jak na dzisiejszy renesans estetyki najntisowej i opowieści transformacyjnych.
Czytaj więcej
Czego to nie ma w bardzo udanym debiucie powieściowym Pawła Rzewuskiego. „Syn bagien" tego znawcy międzywojnia, historyka i doktora filozofii, rocznik 1990, już na wstępie flirtuje z gotyckim horrorem, by na końcu wkroczyć we współczesne rejony grozy, wręcz kingowskie. Przede wszystkim dostajemy solidny retrokryminał z akcją osadzoną na dwa lata przed wrześniem 1939 r. na kresowym Polesiu i licznymi nawiązaniami do prozy Józefa Mackiewicza i Sergiusza Piaseckiego. Mamy też silne inspiracje amerykańskim kryminałem – w posłowiu Rzewuski porównuje opisywany przez siebie Dawidgródek (mieścinę nad Horynią, dopływem Prypeci) do Twin Peaks. Faktycznie, pojawiają się tu karły, rozpusta kwitnie, narkotyki są pod ladą w lokalnej aptece, dziwactwo jest tu zwyczajowe, a „złe", czyli tytułowy syn bagien, sieje spustoszenie niczym lynchowski Bob.
Jest rok 1998. Polska stoi jedną nogą w NATO i zaczyna negocjacje z UE. Jednocześnie przemoc kwitnie, gangi strzelają, a służby się uwłaszczają na narodowym majątku. W tym roku zastrzelono komendanta policji Marka Papałę, a do kin weszły „Młode wilki 1/2". Polski kapitalizm stawia coraz większe kroki, wychodząc poza granice kraju i kontynentu. Maksymilian Wagner ma za zadanie chronić jedną z takich międzynarodowych inwestycji, którą rozkręcili Polacy w Zairze (dziś Demokratycznej Republice Konga). Dotyczy ona wydobycia kruszców – miedzi i kobaltu. Ten drugi o tyle cenny, że niezbędny do produkcji telefonów komórkowych i laptopów, które za moment będzie chciał mieć każdy. Problem w tym, że w Zairze właśnie trwa wojna domowa, a sytuacja polityczna jest niestabilna. Nie wiadomo, komu dawać łapówki. Kolejny problem firma wydobywcza ze Szczecina o nazwie Zbigzłom ma z przedsiębiorstwem Propol (te nazwy z lat 90.), które ma w teorii osłaniać afrykański biznes i ułatwiać kontakty z miejscowymi władzami – to po prostu gniazdo emerytowanych ubeków i tajniaków. Na ich czele stoi Grzegorz Zachwast, ponoć Litwin, ale czy to prawda, nie wie nikt. Zresztą i tak nie on pociąga za sznurki, tylko jest cynglem.
Czytaj więcej
Brytyjska stacja publiczna BBC od dłuższego czasu odważnie rywalizuje o widzów serialowych z największymi platformami cyfrowymi o zasięgu globalnym. W Polsce jej ostatnie produkcje można oglądać m.in. na kanale HBO i w aplikacji HBO GO. Znaleźć tam można np. rewelacyjne „Na wodach północy" czy intrygującą produkcję „Des". Jeszcze wcześniej mieliśmy retrokryminał „Peaky Blinders" i „Normalnych ludzi". Brytyjczycy produkują swoje serie samodzielnie albo we współpracy z wielkimi studiami. Zawsze jednak dbają o jakość i poniżej pewnego poziomu nie schodzą. Znakiem rozpoznawczym BBC jest świetne aktorstwo i scenariusze – często adaptacje najlepszej literatury.
Na pierwszych stronach dowiadujemy się, że Maks Wagner przejrzał ten neokolonialny szwindel, w którym najmniej chodzi o kobalt, i musi szybko chronić rodzinę, bo ośmiornica ma długie macki. Wtedy na pierwszy plan wychodzi postać, o którą w „Białym lądzie" chodziło od samego początku – Tadeusz Zborowski. James Bond na miarę przepoczwarzającej się Polski. Były milicjant bez szans na pozytywną weryfikację, pijaczyna, mechanik samochodowy, wąsacz, a obecnie cieć ze stróżówki przy kopalni w mieście Lubumbashi. Wypisz wymaluj wuj z wesela, który zawsze wie lepiej. „Tadzik" jest sercem i silnikiem tej powieści (a wkrótce pewnie i serii), bo faktycznie, pomimo niezliczonych wad, kompromitującej przeszłości i niełatwej osobowości, tercet autorów robi wszystko, żebyśmy Zborowskiego polubili.