I jak najbardziej symbolicznie, dokładnie gdy w Nowym Jorku obradowało specjalne posiedzenie Rady Bezpieczeństwa ONZ pod przewodnictwem (akurat była jego kolejka) ambasadora Rosji – ta sama Rosja, jeden z pięciu gwarantów pokoju międzynarodowego wedle naszego porządku międzynarodowego, napadła na Ukrainę. A sesja Rady Bezpieczeństwa trwała w najlepsze, tyle że ambasador Ukrainy był naprawdę zdenerwowany. Przewodniczący raz mówił coś jako prowadzący, raz jako delegat, inni delegaci potępiali, trochę bardziej, trochę mniej, a na Ukrainę padały już pociski.
W grudniu 1939 r. Liga Narodów usunęła Związek Sowiecki ze swego składu za napaść na Finlandię. Dziś jedyne, co można zrobić, to od czasu do czasu wyjść demonstracyjnie z jakiegoś telewizyjnego wystąpienia na przykład w Komisji (czy jak to się obecnie nazywa, a nie ma żadnego znaczenia) Praw Człowieka. Absurd tych układów politycznych wynegocjowanych w 1945 r. nie trafia jeszcze do wszystkich.
W ogóle wszystko staje na głowie, wydarzenia idą szybciej niż myślenie o nich. Dobry szlachetny Zachód zaoferował prezydentowi Zełeńskiemu – w pierwszym dniu wojny! – azyl, oczywiście z rodziną, a gdyby nawet zechciał, to z całym rządem. Boris Johnson nawet odwoływał się do tradycji, jakby nie wiedząc, że w 1940 r. generał de Gaulle nie był szefem rządu, który poddał Francję Niemcom. Przeciwnie. Gościnność wobec prezydenta Zełeńskiego brała się z przekonania, że Kijów padnie w ciągu kilkunastu godzin, że nie ma co sobie zawracać głowy jakąś tam wojenką, a jeśli Putin będzie wkładał wszystkie palce do budyniu, to zabierzemy mu Nord Stream 2 i coś tam jeszcze.
Gościnność wobec prezydenta Zełeńskiego brała się z przekonania, że Kijów padnie w ciągu kilkunastu godzin, że nie ma co sobie zawracać głowy jakąś tam wojenką, a jeśli Putin będzie wkładał wszystkie palce do budyniu, to zabierzemy mu Nord Stream 2 i coś tam jeszcze.
Jak wiemy, prezydent Zełeński nie skorzystał z zaproszenia, a Zachód, NATO i tutti frutti zaczęli walić w Putina, oligarchów i Rosję jako państwo sankcjami i podrzucać, trochę nieśmiało, pomoc wojskową. Może tej pomocy idzie więcej, niż wiemy (mam nadzieję), ale szczere oświadczenia prezydenta Bidena, że żaden amerykański żołnierz nie będzie ginął za Charków, brzmiały właściwie zachęcająco dla Putina.