Marek Suski, najbardziej charakterystyczny członek komisji śledczej ds. Amber Gold, po raz kolejny błysnął pod koniec czerwca. Tego dnia członkowie tego gremium udali się do warszawskiego Sądu Okręgowego, by przesłuchać twórcę piramidy finansowej, Marcina P. Podczas przesłuchania Suski nawiązał do e-maili, które do firmy pod pseudonimem kierował Michał Tusk. – Pewnie się pan tym nie chwalił, tym bardziej że (Michał Tusk – red.) nawet majle przekazywał jako Józef Broda – powiedział. Gdy Marcin P. sprostował, że prawdziwy pseudonim syna premiera brzmiał: Józef Bąk, poseł PiS z chytrym uśmieszkiem spuentował: – Specjalnie się przejęzyczyłem, żeby pan jednak potwierdził, że zna to ukryte nazwisko pana Michała Tuska.
To nie pierwsza wypowiedź Marka Suskiego, dzięki której zapisze się on w annałach parlamentaryzmu obok innych postaci, które podczas obrad komisji śledczych dbały o komiczne akcenty. Takich jak Anita Błochowiak z SLD mówiąca w czasie prac rywinowskiej komisji śledczej o kolorowych skarpetkach, które „noszą pedały", czy Robert Węgrzyn z PO, który podczas posiedzenia komisji „naciskowej" powiedział do Marzeny Wróbel z PiS: „Proszę, aby wcześniej pójść sobie do jakiegoś klubu, potańczyć, może na rurce się pani chwilkę pokręci". Suski zdążył już bowiem zasłynąć jako specjalista od humoru sytuacyjnego, bon motów, wpadek i lapsusów.
Najsłynniejszy jest związany z postacią Katarzyny. W grudniu Suski pytał jednego ze świadków, czy zna niejaką „Carycę", wpływową postać w gdańskim wymiarze sprawiedliwości. Ten odparł, że zna jedynie carycę Katarzynę, a poseł nieświadom, że chodzi o władczynię Rosji, zaczął dopytywać o nazwisko. Innym razem Suski, słysząc podczas przesłuchania, że liniami Jet Air latał jeden z kandydatów na prezydenta, zaczął dociskać świadka o nazwisko. Okazało się, że był nim Jarosław Kaczyński.
– Marek Suski wprowadza w obrady komisji niesamowity klimat. Jest w tym coś z realizmu magicznego, te przynoszone przez niego książki owinięte gazetami, te płaszcze i kapelusze – mówi Krzysztof Brejza, członek komisji śledczej z PO. – To wielki nieobecny „Ucha Prezesa" – dodaje. Zauważa, że choć przez kilkanaście odcinków serialu satyrycznego przewinęła się już cała plejada polityków PiS, Suski nie doczekał się swojej roli. A zdaniem Brejzy zasługuje na nią nie tylko z powodu swojej barwności, ale też wpływów w rządzącej partii. – W rzeczywistości jest on bliżej tytułowego ucha prezesa niż jeden z głównych bohaterów serialu Mariusz Błaszczak, zwany Domofonem – wyjaśnia. Na swoją pozycję Suski pracował od wielu lat. Choć do polityki trafił przez przypadek.
Potomek konfederata
Teoretycznie z powodu pochodzenia wydaje się predysponowany do funkcji publicznych. Jest potomkiem majętnego i wpływowego niegdyś rodu Chebda de Grabie Suskich herbu Pomian. Historia rodu posła PiS liczy sześć stuleci i rozpoczęła się, gdy książę mazowiecki osiedlił jednego z jego przodków we wsi Susk Stary pod Ostrołęką w województwie mazowieckim. – Od tej nazwy wzięło się moje nazwisko – opowiada Marek Suski. W czasie konfederacji barskiej przodek posła Szymon Suski był marszałkiem ziemi łomżyńskiej i przekazał buławę Kazimierzowi Pułaskiemu. – Inny z przodków wyprawił się z hetmanem Żółkiewskim na Moskwę – dodaje poseł.