Trudno w to uwierzyć, ale ten polski operator nigdy wcześniej nie usłyszał swojego nazwiska ze sceny Dolby Theater w Los Angeles. Teraz pierwszą nominację Akademii przyniosła mu nie wielka hollywoodzka produkcja, lecz skromny jak na amerykańskie warunki wyreżyserowany przez Brytyjczyka Paula Greengrassa film „Nowiny ze świata", który w warunkach pandemii zamiast do kin trafił do Netflixa. To western, a raczej antywestern, i adaptacja wydanej w 2016 roku powieści Paulette Jiles. Ameryka, rok 1870. Weteran wojny secesyjnej, kapitan Jefferson Kyle Kidd, jeździ od miasta do miasta i prezentuje ludziom na Dzikim Zachodzie newsy z gazet. Za 10 centów każdy może wejść na swoisty „przegląd prasy" i posłuchać, co dzieje się na świecie i w jego własnym stanie. Niektóre informacje, choćby o przyjęciu poprawek do konstytucji o zniesieniu niewolnictwa, wywołują reakcje jak na wiecach. Kraj jest wciąż podzielony, wszystko w nim buzuje.
W podróży przez Teksas kapitan trafia na dziesięcioletnią „podwójną sierotę" Johannę. Dziewczynka ma w pamięci obrazy mordowanych przez żołnierzy rodziców, ale i wyrzynanych Indian, wśród których się wychowała. Mówi tylko w języku kiowa, ma jednak przy sobie papiery, z których wynika, że po drugiej stronie Teksasu mieszka jej ciotka. Kidd też tam kiedyś mieszkał z żoną. Ma własne rachunki ze sobą i winy wojenne, które chce odkupić. Postanawia dostarczyć Johannę do rodziny, choć wie, że ta droga będzie niebezpieczna. I jest.
Punkt wyjścia jak w rasowym westernie. Ale Paul Greengrass, autor paradokumentalnych dramatów „Krwawa niedziela" i „Lot 93", nie ma temperamentu i zainteresowań klasyków gatunku Johna Forda czy Howarda Hawksa. Reżyser założył też, że nie będzie w „Nowinach ze świata" scen w barze z wahadłowymi drzwiami. Indianie pojawiają się w filmie dwa razy – zawsze za mgłą, w ujęciach pełnych poezji. Podobnie przeciwstawił się kanonom gatunku Dariusz Wolski. – Większość westernów miała wspaniałe, malarskie zdjęcia. Chcieliśmy z Paulem zachować tę malowniczość, dodając jej jednak współczesny wygląd – mówił w jednym z wywiadów.
Współczesność jest słowem kluczem do tego filmu. Greengrass przyznaje, że w „Nowinach ze świata" nawiązywał do czasów Trumpa: do świata skłóconego, pełnego rasizmu, nierówności, rządzonego przez ludzi podsycających podziały i produkujących fake newsy. W jednym z miast miejscowy potentat każe Kiddowi czytać propagandowe artykuły z wydawanej przez niego gazety. „Pięć lat po wojnie secesyjnej Ameryka była mocno podzielona, borykała się z poczuciem straty i wciąż szukała jedności. Pokazując odyseję kapitana Kidda i Johanny próbowałem przypomnieć, że to zwykli ludzie, często zepchnięci na margines mogą nam wskazać drogę do uzdrowienia" – przyznaje Greengrass.
Krytycy w recenzjach przywołują „Poszukiwaczy" Johna Forda, gdzie też znalazł się motyw sierot wychowanych przez Indian. Ale dziś już bohater nigdy nie pozwoliłby sobie na uwagę, jaką rzucał w tamtym filmie John Wayne: „Życie z Komanczami to nie życie".