Kiedy już nam się znudzi średniowieczny ryneczek w umieszczonym na wzgórzu miasteczku Montefalco, po którym chodził św. Franciszek, oraz kościół pod jego wezwaniem, w którym fantastyczne freski pozostawili Belozzo i Alunno, powinniśmy spojrzeć z góry poprzez dolinę na miasteczko po drugiej jej stronie. To Spoleto, do którego koniecznie trzeba się udać, choćby po to, by zajrzeć do pięknej katedry, wyglądającej z zewnątrz jak kopia mniejsza tej z Orvieto. By to uczynić, można przejechać samochodem lub rowerem z Montefalco w dół przez Bevagnię i Foligno (tutaj św. Franciszek miał ponoć kazanie dla ptaków) oraz przeciąć lecącą dołem drogę szybkiego ruchu i dalej w górę. Lepiej jednak wybrać się samochodem – miasto leży wysoko na wzgórzu i nie dostał się tu nawet Hannibal, a Longobardowie zbudowali prawie ćwierćkilometrowy most o wysokości 80 metrów, przypominający rzymski akwedukt.
Dołem, między Spoleto a Montefalco, tam gdzie autostrada, biegnie dolina o nieznanej w polszczyźnie nazwie – Valle Umbra, powiedzmy zatem – Dolina Umbrii, zwana też Valle Spoletana, zabudowana domkami i wysadzana winnicami. Rzymianie omijali to miejsce, a Germanie jeszcze bardziej. Gdzieś do VIII w. rozciągały się tu bagna głębokie po szyję. Potem zaczęto je stopniowo osuszać.
Jak to wszystko wygląda, w „Obrazach Włoch" opisał Paweł Muratow, wielki rosyjski historyk sztuki, podróżnik i pisarz z początku XX w.: „Krajobraz Umbrii odznacza się osobliwymi cechami, których nie napotkamy w innych częściach Włoch. Zasadniczą cechę tego pejzażu stanowi połączenie rozległych, szerokich dolin i okrytych śniegiem łańcuchów górskich, połyskujące srebrem kręte, spokojne rzeki, pola, na których rosną stare wierzby, spowite stuletnimi winnymi łozami, pojedyncze topole, posiwiałe gaje oliwne na stokach gór i rząd starożytnych miast, których wyraziste zarysy widnieją na kamienistych żebrach gór. Umbria jest jedną z najstarszych winnic Włoch, a wino, które tutaj dojrzewa, podobno od wieków darzy osobliwą krzepką mądrością. (...) Z na oścież rozwartych w letnie dni piwnic daleko rozchodzi się wesoła woń wiejskiego wina".
Tyle Muratow, ale widać, że dendrologiem nie był. W jego tekście nie chodzi bowiem o wierzby, ale o wiązy, a w dodatku musiał oglądać te same, które ja ujrzałem sto lat później, bo w tym samym miejscu widziałem takie, które miały ponad 150 lat. Ale ten eteryczny widok zmusił mnie do zastanowienia: w jaki sposób Muratow zobaczył stuletnie winorośle na drzewach? Wyjaśnienie jest dość proste, a uświadomił mi to miejscowy architekt Giampiero Bea, który uprawia stare winorośle właśnie w ten sposób.
Wojna z klonami
W 2011 r. byłem w Spoleto, gdzie odbywało się wielkie winiarskie święto, głównie w budynkach miejscowego muzeum, na lewo od katedry. Dziennikarzy nie było wielu, ale czuło się podniosłą atmosferę. Miejscowi winiarze dostali właśnie od władz w Rzymie własną apelację, a nawet dwie: DOC spoleto (dla win białych kupażowanych z kilku odmian) i DOC trebbiano spoletino (dla win z tej właśnie odmiany).