Pseudofeminizm i biczowanie

Dziennikarz muzyczny i scenarzysta Janusz Sadza poleca w "Plusie Minusie".

Publikacja: 21.01.2022 17:00

Pseudofeminizm i biczowanie

Foto: materiały prasowe

W moim życiu rolę nie do przecenienia zawsze odgrywała muzyka. Pragnąłem związać z nią swoją zawodową przyszłość. Sex Pistols, Rolling Stones, Joy Division, The Doors to zespoły, które były dla mnie muzyczną biblią i przyczyniły się do powstania eklektycznego w brzmieniu zespołu Odruch Bezwarunkowy, z którym zamierzałem zawojować świat. Skończyło się na tym, że po latach zostałem dziennikarzem muzycznym, potwierdzając słuszność powiedzenia, że dziennikarzem muzycznym zostaje zazwyczaj niespełniony muzyk.

Po latach ortodoksyjnego podejścia do muzyki odkryłem w sobie zaciekawienie każdym jej rodzajem. Przestałem dzielić ją na gatunki, a bardziej na dobrą i złą. W mojej, ma się rozumieć, subiektywnej opinii. Nie potrafię jednak odnaleźć na współczesnej scenie zbyt wielu wykonawców, których przekaz pozostałby we mnie na dłużej niż czas trwania utworu. Mam wrażenie, że wszystko jest albo mocno wtórne, albo miałkie i nastawione na komercyjny sukces.

Czytaj więcej

Tropię przeboje i biografie

Jako były scenarzysta, który ma nadzieję powrócić jeszcze kiedyś do tego zawodu, bacznie przyglądam się produkcjom telewizyjnym i kinowym. I tu też niestety nie mam zbyt optymistycznego nastawienia. Telewizję opanowały fabularyzowane „pseudodoku-seriale", w których bohaterami są „aktorzy" z ulicy. Wyniki oglądalności wskazują jednak brutalnie, że społeczeństwo uwielbia podglądać „życiowe problemy" zdradzanych, policjantów, pielęgniarek, oszukanych i innych. Twórcy tzw. profesjonalnych produkcji serialowych również nie mają moim zdaniem ambicji przebicia się z czymś, co zapadłoby w pamięć na dłużej.

Czytaj więcej

Czesio. Filmowy bohater, literacki koniec

Podobnie krytycznie postrzegam rynek filmów fabularnych. Mam już serdecznie dość masowo produkowanych komedii romantycznych, które ani nie śmieszą, ani nie roztkliwiają. Niedoścignionym wzorem pozostanie dla mnie „To właśnie miłość" z Hugh Grantem. Brakuje mi też dobrego polskiego horroru. Nie wiem, z czego to wynika, ale to miejsce jest cały czas do zagospodarowania. Z drugiej strony mamy kinowy sukces filmu Dody „Dziewczyny z Dubaju", który jest dla mnie typowym komercyjnym gniotem o pseudofeministycznym wydźwięku, oraz sukces „Wesela" Smarzowskiego, w którym po raz kolejny biczuje się Polaków w pseudointelektualnym sosie konieczności odkupienia win. Z radością za to obejrzałem ostatniego Bonda i „Matriksa". Pierwszy z nich pozwolił mi podtrzymać wiarę w przyszłość kina na światowym komercyjnym poziomie, drugi obalił moją kruchą wiarę w świetlaną przyszłość świata, jaki znamy. Obie produkcje sprawiły jednak, że po wyjściu z kina czułem się emocjonalnie dopieszczony. A o to w artystycznych wizjach przecież chyba chodzi.

—not. luko

Janusz Sadza (ur. 1967)

Dziennikarz muzyczny, felietonista, scenarzysta. Związany był z Radiem Wrocław, Radiem Eska i Radiem Kolor. Był współtwórcą serialu „Świat według Kiepskich"

W moim życiu rolę nie do przecenienia zawsze odgrywała muzyka. Pragnąłem związać z nią swoją zawodową przyszłość. Sex Pistols, Rolling Stones, Joy Division, The Doors to zespoły, które były dla mnie muzyczną biblią i przyczyniły się do powstania eklektycznego w brzmieniu zespołu Odruch Bezwarunkowy, z którym zamierzałem zawojować świat. Skończyło się na tym, że po latach zostałem dziennikarzem muzycznym, potwierdzając słuszność powiedzenia, że dziennikarzem muzycznym zostaje zazwyczaj niespełniony muzyk.

Pozostało 83% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich