W moim życiu rolę nie do przecenienia zawsze odgrywała muzyka. Pragnąłem związać z nią swoją zawodową przyszłość. Sex Pistols, Rolling Stones, Joy Division, The Doors to zespoły, które były dla mnie muzyczną biblią i przyczyniły się do powstania eklektycznego w brzmieniu zespołu Odruch Bezwarunkowy, z którym zamierzałem zawojować świat. Skończyło się na tym, że po latach zostałem dziennikarzem muzycznym, potwierdzając słuszność powiedzenia, że dziennikarzem muzycznym zostaje zazwyczaj niespełniony muzyk.
Po latach ortodoksyjnego podejścia do muzyki odkryłem w sobie zaciekawienie każdym jej rodzajem. Przestałem dzielić ją na gatunki, a bardziej na dobrą i złą. W mojej, ma się rozumieć, subiektywnej opinii. Nie potrafię jednak odnaleźć na współczesnej scenie zbyt wielu wykonawców, których przekaz pozostałby we mnie na dłużej niż czas trwania utworu. Mam wrażenie, że wszystko jest albo mocno wtórne, albo miałkie i nastawione na komercyjny sukces.
Czytaj więcej
Muzyk i autor piosenek Andrzej Sikorowski poleca w "Plusie Minusie".
Jako były scenarzysta, który ma nadzieję powrócić jeszcze kiedyś do tego zawodu, bacznie przyglądam się produkcjom telewizyjnym i kinowym. I tu też niestety nie mam zbyt optymistycznego nastawienia. Telewizję opanowały fabularyzowane „pseudodoku-seriale", w których bohaterami są „aktorzy" z ulicy. Wyniki oglądalności wskazują jednak brutalnie, że społeczeństwo uwielbia podglądać „życiowe problemy" zdradzanych, policjantów, pielęgniarek, oszukanych i innych. Twórcy tzw. profesjonalnych produkcji serialowych również nie mają moim zdaniem ambicji przebicia się z czymś, co zapadłoby w pamięć na dłużej.
Czytaj więcej
W Czatkowicach pod Miliczem do stawu wpadł wielbłąd. Niby nic, a jednak to filmowa historia.