W.M.
To było w czasie okupacji, w czterdziestym albo czterdziestym pierwszym. Druga, trzecia, najpóźniej czwarta klasa. Ja nie chciałem czytać książek. Było lato. Ciocia Marysia zabierała mnie na spacery. Szliśmy na skwer, gdzie kończyła się ulica Szpitalna. Siadaliśmy tam i ciocia czytała mi książkę, „W pustyni i w puszczy". Tak było jeden i drugi dzień. Coraz bardziej byłem ciekawy co dalej i z chęcią szedłem na ten spacer. Za trzecim razem zaczęła mi czytać, a potem nagle przerwała: „Teraz muszę już iść, masz tutaj książkę, czytaj sam". Przeczytałem do końca, a potem już sam rozglądałem się za następnymi książkami.
M.S.
Wuj wstąpił do AK. W powstaniu walczył jako dowódca elektrowni, potem został aresztowany i wywieziony na północ Niemiec. Tam siedział w kilku obozach, chyba do czterdziestego szóstego. Skoro on należał do AK, to myślę, że i ciotka była jakoś w to zamieszana, ale nic więcej mi o tym nie wiadomo. Wiem tylko, że po powstaniu przeniosła się pod Kraków, do Głogoczowa, do dworu moich dziadków, gdzie znalazło schronienie wiele osób z rodziny.
W.M.
Moja ciotka, która z panią Skibniewską chodziła do szkoły, zapamiętała sobie z czasów okupacji, że do niczego nie można się przyzwyczajać, bo potem bez tego nie da się żyć. Przykładem tego była pani Skibniewska, która była taką kawiarą, że wychodząc po powstaniu z Warszawy, zabrała tyle kawy, ile zdołała unieść, a nie wzięła różnych cennych rzeczy. Co raz wypływała ta sprawa, że przez tę cholerną kawę, przez uzależnienie, różne straty poniosła, bo jej poginęły jakieś rzeczy. Nie wiem, jakie to mogły być ilości. Zawsze była szczupłą osobą i nie jakąś siłaczką. Może kilo. Wtedy to był wyczyn zdobyć tyle kawy.
E.B.
Po wojnie wróciła do Warszawy, zaczęła pracować jako sekretarka w jakimś przedsiębiorstwie i czekała na powrót wuja. Wuj wrócił, dostał pracę na Śląsku i wyjechali do Wrocławia. Tam, w czterdziestym ósmym, zatrudniła się jako tłumaczka przy Kongresie Intelektualistów w Obronie Pokoju. Angielski znała z domu, miała prywatną nauczycielkę. Poza tym uczyła się języków w Platerce.
I dalej mam dwie sprzeczne wersje: według pierwszej aresztowano ich oboje we Wrocławiu pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Ameryki, według drugiej – już po powrocie do Warszawy.
Gdzieś jako młody chłopak podsłuchałem rozmowę na ten temat czy coś wyciągnąłem od kogoś, ale szczegółów nie poznałem. W czasach PRL-u się o tym nie mówiło. Później, kiedy mieszkałem na Dąbrówki i miałem dostęp do dokumentów po cioci, nie znalazłem żadnego, w którym byłaby informacja o aresztowaniu. To było kilka miesięcy, dwa czy trzy. Tak się mówiło. Rosjanie wtedy szaleli, NKWD naciskał na Urząd Bezpieczeństwa. Wiem, że aresztowanie było zawsze kojarzone z jej uczestnictwem w Kongresie.
W.M.
To były lata stalinowskie, dlatego ważne było, do kogo ma się pełne zaufanie. Znałam ją właściwie tylko z Czytelnika. Była jedną z osób, z którymi można było mówić o wszystkim. Ale wynurzeń się unikało, bo mówienie za wiele obciążało drugą osobę. Na wypadek gdyby ją przesłuchiwano...
Pewne rzeczy dopiero dziś wychodzą na jaw. Andrzej Heidrich był zastępcą szefa naszej redakcji graficznej. Heidrich, grafik, ten, co robi pieniądze, to znaczy jest autorem banknotów. Jego ojciec siedział wtedy w więzieniu. Był skazany na śmierć, a ja o tym nie wiedziałam. Były to czasy, w których się mało mówiło.
HPT
„– Wolałbym, żeby to się nie zdarzyło akurat za mojego życia – powiedział Frodo. – Ja także – odparł Gandalf. – Podobnie jak wszyscy, którym wypadło żyć w takich czasach. Ale nie mamy na to wpływu. Od nas zależy jedynie użytek, jaki zechcemy zrobić z darowanych nam lat."
(J.R.R. Tolkien, „Wyprawa", przełożyła Maria Skibniewska)
W 1951 roku jej brat dostał się do więzienia. Był pułkownikiem u generała Maczka i po wojnie wrócił do komunistycznej Polski. Jak nastałam w Czytelniku, to niby nikt nie wiedział, ale wszyscy bliscy pani Skibniewskiej strasznie się denerwowali, co z nim będzie. Do pięćdziesiątego szóstego, znaczy do Gomułki, siedział nieszczęśnik.
E.B.
Dziadek wylądował w więzieniu Informacji Wojskowej na rogu Oczki i Chałubińskiego, ni mniej, ni więcej tylko z czapą. Trafił w odprysk tak zwanego procesu Tatara. Po latach opowiadał: „Ten, co mnie przesłuchiwał, mówił mi: Franiu, ty współpracuj, bo zaraz się znajdziesz po drugiej stronie ulicy". Po drugiej stronie ulicy jest prosektorium.
Ma.S.
„– Biedne małe głuptasy! – zasyczał Grisznák. – Wszystko, co macie, i wszystko, co wiecie, wydusimy z was, kiedy przyjdzie na to pora. Będziecie tylko żałowali, że nie macie więcej do powiedzenia, aby zaspokoić śledczego. Na pewno! Przekonacie się o tym już wkrótce. Nie będziemy się spieszyli w śledztwie, nie! Jak wam się zdaje, po co oszczędziliśmy wam życie? Możecie mi wierzyć, kochani, że nie zrobiliśmy tego z dobroci serca".
(J.R.R. Tolkien, „Dwie wieże", przełożyła Maria Skibniewska)
Maria Skibniewska (jedna z bohaterek książki, której fragment zamieszczamy)
Była tłumaczką, m.in. autorką pierwszych polskich przekładów dzieł J.R.R. Tolkiena: „Hobbit" (wyd. 1960), „Władca Pierścieni" (wyd. 1961–1963) i „Silmarillion" (praca nieukończona). Przełożyła na język polski około 100 książek. Krzysztof Umiński debiutował relacjami z podróży po Bliskim Wschodzie, pisał scenariusze (m.in. „Córka trenera"), tłumaczył książki. Jego przekład reportażu „Masakra w El Mozote" Marka Dannera znalazł się w finale Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego.
Fragment książki Krzysztofa Umińskiego „Trzy tłumaczki", która ukaże się 19 stycznia w wydawnictwie Marginesy, Warszawa 2022
Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji