Na niecały rok przed zimowymi igrzyskami olimpijskimi w Pekinie wzmogła się narracja o chińskiej inwazji na Tajwan. Pierwszy odezwał się tygodnik „The Economist", pisząc, że Chiny zrobią wszystko, aby wcielić wyspę, co ma wymiar legitymizujący reżim w Pekinie – w myśl słów „Nasza władza wynika z percepcji naszej władzy" wypowiadanych przez Gorbaczowa w serialu „Czarnobyl". Jednak koszty wizerunkowe inwazji przed igrzyskami byłyby znacznie wyższe niż w innym czasie. Narracje płynące do nas z mediów są jednak nielogiczne z punktu widzenia dynamiki gry geopolitycznej, a przy tym niespójne. Scenariusz siłowego podporządkowania Tajwanu jest dla Chin w oczywisty sposób szkodliwy, co skrzętnie pomija wielu autorów. To dla ChRL pewna recepta na światowy ostracyzm, problemy z pozyskiwaniem surowców energetycznych oraz inne, z natury nieprzewidywalne, retorsje.
Kto lubi się straszyć
Chiny dziś nie muszą robić nic. Sprzyjają im tzw. trendy historyczne, o których w czasie obchodów stulecia Komunistycznej Partii Chin mówił Xi Jinping. Siła ekonomiczna i militarna państwa – zwłaszcza w obliczu szalejącej na świecie pandemii Covid-19 – każdego dnia ulega zwiększeniu. Chiny utrzymują z Tajwanem satysfakcjonujące kontakty gospodarcze, a przed zamieszaniem z koronawirusem i pacyfikacją zamieszek w Hongkongu w 2019 roku nie istniały zasadnicze zadrażnienia. Jednym słowem inwazja na Tajwan nie była i nie jest Chinom potrzebna z jakichkolwiek przyczyn strategicznych czy taktycznych. Tej powolnej integracji sprzyjał wzrastający w szybkim tempie poziom życia społeczeństwa Chin kontynentalnych. Utrzymanie status quo było i jest prostą receptą na dalszy szybki ich rozwój i zajęcie pozycji niekwestionowanego supermocarstwa.
To Stanom Zjednoczonym mogłoby zależeć na tym, aby Chiny dały się sprowokować do rozwiązania siłowego. Poświadczanie u światowej opinii publicznej agresywnych intencji Pekinu może stanowić pretekst do sprzedaży Tajwanowi broni. Podgrzewanie tej kwestii nosi znamiona celowego drażnienia przeciwnika, który z przyczyn wizerunkowych nie może zareagować adekwatnie. Podobną dynamikę miał tzw. trzeci kryzys w Cieśninie Tajwańskiej na przełomie lat 1995 i 1996. Wtedy to m.in. inscenizujący inwazję spot wyborczy starającego się o reelekcję na fotel prezydenta Tajwanu Lee Teng-hui uruchomił chińskie ćwiczenia rakietowe w cieśninie. Dynamikę przepychanek między Stanami a Chinami można nieco żartobliwie podsumować słowami: „wojskowi i dzieci lubią się straszyć" – jak skwitował geopolityczne „stroszenie" polski publicysta Wojciech Żukrowski.
Podobnie jak Korea Północna, Tajwan jest obszarem buforowym i „ziemią niczyją". Oznacza to, że ChRL i Stanom Zjednoczonym zależy bardziej na przewidywalności sytuacji niż na przejęciu kontroli nad Tajwanem. W roli „pływającego lotniskowca" Chin otworzy ich flocie wyjście na Pacyfik. Jako „lotniskowiec US Navy" to wielki „szach" dla ChRL, gdyby doszło do rozstrzygnięć siłowych. Obie strony znakomicie rozumieją takie kalkulacje i żadna nie zamierza zrobić niczego, co stronę przeciwną mogłoby zmusić do naruszenia tej równowagi.