Wiosną okazało się, że 20 lat temu duszpasterz akademicki, dominikanin Paweł M. wykorzystywał kobiety. Pod pozorem dziwacznych praktyk modlitewnych sypiał z nimi, jedna z nich oskarża go o gwałt. Dominikanie odsunęli go od duszpasterstwa, ale jak się okazało, mało skutecznie, bo uwiódł zakonnicę. Oszczędzam państwu szczegółów, które są, proszę mi wierzyć, obrzydliwe, bo nie wina Pawła M. stała się problemem. Ta wydaje się oczywista, zresztą tu wkroczyła prokuratura i bardzo jestem ciekaw finału sprawy, choć jeśli ojciec M. znajdzie fachowych obrońców, to nie zdziwi mnie uniewinnienie. Nie dlatego, żeby był czysty jak lilia – wręcz przeciwnie – ale prawo karne nie może zakazać dwojgu ludzi współżycia, nawet jeśli jedno jest księdzem, a drugie zakonnicą.
Sprawę ujawniła w „Więzi" bardzo przeze mnie szanowana Paulina Guzik. Dominikanie zareagowali wzorcowo – nie bronili konfratra, tylko powołali niezależną komisję, na czele której stanął świecki (Tomasz P. Terlikowski), i obiecali pomoc. To był ów czas ostrożnego optymizmu. Minęły dwa–trzy miesiące i pojawił się kolejny artykuł Pauliny Guzik. Zdumiewający. Teza: dominikanie nie zrobili nic, by pokrzywdzonym pomóc, a odpowiedzialnym za ten skandal jest prowincjał Paweł Kozacki. Przez cały artykuł przelewają się emocje, a fale chlustają nimi tak mocno, że zalewają fakty. To celowy zabieg, twierdzi Guzik. „Nie mogłam pozostać neutralna. Nie widzę powodu, dla którego miałabym usuwać z artykułu prawdziwe emocje bohaterek" – pisze autorka i deklaruje: „Proszę mi pozwolić na początek nakreślić moją perspektywę. Jestem dziennikarką". Nie jakąś tam zwykłą dziennikarką, dodajmy, ale – jak podpisuje ją „Więź" – doktorem nauk o mediach. Doktor Guzik przyznała, że o ile poprzedni artykuł powstawał w kilka dni, o tyle ten zajął jej dwa tygodnie. To ciekawe, bo nie zdążyła w tym czasie porozmawiać ani z prawnikami jednej i drugiej strony, ani nawet z prowincjałem! Cóż, jestem dziennikarzem niewykształconym, ale nie przyszłoby mi do głowy, by nie dać głosu drugiej stronie. No, ale co ja wiem. Zostawmy więc doktor Guzik, cała sprawa jest bowiem ciekawsza i ma wiele wątków.
Skupmy się na jednym – ofiary Pawła M. domagają się odszkodowania. Domagają się go nie tylko za czyny karalne, co zrozumiałe i oczywiste, ale także za niekaralne. Paweł M. miał namówić jedną z kobiet, by wstąpiła do zakonu. Poszła za jego radą, po latach wystąpiła, a dziś nie ma rodziny, pracy, mieszkania, nie ma za co żyć i chce, by dominikanie jej to zrekompensowali. I tu zatrzymajmy się na moment, bo rzecz jest niebywała. Oto w dawnych czasach dorosłość polegała na tym, że człowiek sam odpowiadał za swoje czyny i życie. Wiem, wiele się zmieniło, teraz państwo wie lepiej, że powinienem zapinać pasy, nie palić i szczepić się – co jakoś tam nawet akceptuję – ale przecież są jakieś granice! Albo i nie ma. Ale jeśli nie ma, to dominikanie przez kilkadziesiąt lat w swych duszpasterstwach, konfesjonałach i podczas rozmów udzielili milionów porad. Niech tylko procent z nich był błędny i co? Odszkodowania za rozwody, zły wybór pracy czy szkoły dla dziecka? A pozwy składać do klasztoru czy od razu do prowincjała?
A propos prowincjała, to ojca Kozackiego nie broni dziś nikt. Niegdyś pupil liberalnych mediów rozczarował je na całego, bo ani protestów z błyskawicami nie wspierał, ani w politykę się nie bawił. Dla konserwy i tak jest belzebubem, więc ta nie kiwnie palcem w jego obronie, a raczej w obronie zdrowego rozsądku. On sam w oczach opinii publicznej też polegnie z kretesem, nawet jeśli ma rację. Bo jak ma chłodny, oszczędny w słowach facet wygrać z zalaną łzami kobietą? I ani fakty, ani racje nie mają tu znaczenia. Skoro prezydenta wybieramy, kierując się emocjami, to tym bardziej w sporze między roztrzęsionymi kobietami (bo przecież nie ich chciwym prawnikiem, prawda?) a bezdusznym klechą zawsze przegra ten drugi. No chyba że się rozpłacze. Nie umie? Ha, widać Hołownia nie u dominikanów się tego nauczył.