Kaźko i Ziemowit, czyli Polska bez Litwy

Ziemowit IV zrobił wiele, żeby sięgnąć po koronę, działał z wielką determinacją, ale moim zdaniem nie wykorzystał wszystkich możliwości. Zdecydowanie jednak Polska nie była na związek z Litwą skazana – mówi historyk prof. Andrzej Chwalba.

Publikacja: 25.01.2019 18:00

Kazimierz Wielki w cyklu „Wizerunki książąt i królów polskich” Ksawerego Pillatiego z 1888. 9 wrześn

Kazimierz Wielki w cyklu „Wizerunki książąt i królów polskich” Ksawerego Pillatiego z 1888. 9 września 1370 roku, w drugim dniu łowów, jak podaje Janko z Czarnkowa „goniąc jelenia, gdy się koń pod nim przewrócił, spadł z niego i otrzymał niemałą ranę w lewą goleń”. Wdało się zakażenie, Kazimierz mocno gorączkował i mimo starań ówczesnych medyków zmarł 5 listopada.

Foto: Wikipedia

Chyba żadne inne wydarzenie w historii Polski nie odcisnęło tak mocnego piętna na losach naszego kraju jak zaproszenie litewskiej dynastii Giedyminowiczów na Wawel i unia z Litwą. Normalny, średniej wielkości europejski kraj, będący monarchią narodową, związał się z litewskim kolosem rządzonym przez pogan.

Bez wątpienia związek Polski z Litwą to wydarzenie o niezwykle doniosłych konsekwencjach. Oba państwa i narody szły razem przez dzieje aż do XIX wieku. To dziedzictwo jest częścią polskiej tożsamości. Do dziś rzutuje na kierunki naszej polityki zagranicznej, nasz kod kulturowy, wyobrażenia o świecie i mentalność.

Wspomniał pan o konsekwencjach unii z Litwą. Ja nie mam wątpliwości, że zaproszenie wielkiego księcia Jogaiły do Krakowa było błędem, a związek z Litwą wykoleił nasze dzieje. Uwikłał nas w wiele zagadnień zupełnie nieistotnych z punktu widzenia etnicznej Polski i skazał na śmiertelne zapasy z Rosją. Sprawił, że nasz kraj zniknął z mapy Europy i zmarnował cały XIX wiek, czyli czas, kiedy narody wykuwały swoją przyszłość i dobrobyt. Gdyby królem został mazowiecki Piast Ziemowit IV, historia byłaby dla nas o wiele łaskawsza. Nie mielibyśmy dziś może tradycji kresowych, całej tej malowniczej wschodniej legendy, ale też nie karmilibyśmy się miazmatami „idei jagiellońskiej", mętnymi wspomnieniami o Polsce „od morza do morza" i jakąś dziwną dumą ze zdobycia i spalenia Moskwy. Bylibyśmy innym narodem – bez fobii antyrosyjskiej, bez traum rozbiorów i powstań, bez kompleksów rodzących się wtedy, gdy ktoś z wysokiego konia spada bardzo nisko, bardziej pewnym siebie i swojego miejsca w Europie, narodem, który nie dobija się uznania i jednocześnie jest przekonany o własnej wyjątkowości. Przepraszam za „exposé", ale było potrzebne, bo podczas tej rozmowy będę stał twardo za Piastem.

Proszę bardzo, publicystom na ogół jest łatwiej o wyraziste poglądy niż historykom. Spór o to, czy związek z Wielkim Księstwem Litewskim był korzystny dla mieszkańców Polski, dla kraju zwanego Corona Regni Poloniae, trwa i będzie trwać. Pan określił się jako zwolennik koncepcji „piastowskiej", akcentującej wagę interesów Polski, skupionej na ziemiach zlepionych w jeden organizm przez pierwszych Piastów. Ale równie wielu zwolenników ma teza, że unia otworzyła przed Polską niezwykłe perspektywy i pozwoliła nam stać się potęgą, jednym z państw dominujących w Europie Środkowo-Wschodniej. Naszym zadaniem nie jest rozstrzyganie tego sporu, tylko zastanowienie się, czy inny scenariusz był możliwy.

A był możliwy?

Tak. Ziemowit IV mazowiecki był o włos od korony. Gdyby kasztelan wojnicki Jaśko z Tęczyna nie przemówił na zgromadzeniu szlachty w Sieradzu przeciwko niemu lub gdyby arcybiskup Bodzanta po kolejnym zjeździe sieradzkim pojechał do Gniezna i włożył koronę obwołanemu królem Piastowi, Jagiellonów na Wawelu by nie było.

I Rzeczypospolitej Obojga Narodów później też by nie było?

Tego nie możemy być pewni. Nie byłoby z pewnością unii w Krewie w 1385 roku, która zapoczątkowała trwający kilkaset lat związek Polski z Litwą. Inny scenariusz był możliwy. Ziemowit IV zrobił wiele, żeby sięgnąć po koronę, działał z wielką determinacją, ale moim zdaniem nie wykorzystał wszystkich możliwości. Zdecydowanie jednak Polska nie była na związek z Litwą skazana, istniała alternatywa dla wielkiego księcia Jogaiły, który stał się królem Polski Władysławem Jagiełłą.

O tym, że Polska musi szukać nowego króla, zadecydował zmierzch królewskiej linii Piastów. Kazimierz Wielki, kochliwy mężczyzna, nie miał szczęścia do żon. Synów zostawił, ale wszystkich z nieprawego łoża. Wiadomo, ilu ich miał?

Źródła i historycy nie są w tej sprawie zgodni. Być może nawet trzech. Wiadomo, że dwóch nieślubnych synów uposażył. A żony miał cztery, z tego w pełni legalne tylko dwie pierwsze. Pierwszą małżonką była księżniczka litewska Aldona, która na chrzcie przyjęła imię Anna. Urodziła Kazimierzowi dwie córki. Jedna z tych córek, Elżbieta, była matką Kaźka Słupskiego, którego król później usynowił. Anna zmarła, a Kazimierz wziął za żonę Niemkę, Adelajdę Heską. Małżeństwo niedługo po ślubie zaczęło się rozpadać, bo okazało się, że Adelajda nie tylko nie może dać Piastowi upragnionego syna, ale w ogóle nie może mieć potomstwa. Król rzucił się w wir romansów z różnymi kobietami. Z tych przelotnych związków rodziły się dzieci, które nie miały praw do następstwa tronu. Nadal nie było dziedzica. A z umów, które Kazimierz zawarł z Andegawenami węgierskimi, wynikało, że jeśli nie będzie miał męskiego potomka, władzę w królestwie przejmą sąsiedzi z południa.

Dlaczego Kazimierz zawarł taką umowę z dynastią węgierską? A właściwie francuską na węgierskim tronie.

Bo Polska, wychodząc z rozbicia dzielnicowego, pozostawała w konflikcie z zakonem krzyżackim i królem Czech Janem Luksemburskim. Zwłaszcza sojusz Czech i zakonu mógł okazać się dla nas śmiertelnie groźny. Luksemburczyk miał prawa do tronu polskiego, jako spadkobierca wymarłej czeskiej dynastii Przemyślidów, której przedstawiciel, Wacław II, koronował się w 1300 roku w Gnieźnie na króla Polski. I upominał się o te prawa. Ale Luksemburgowie – wyjątkowo dynamiczna dynastia, która doprowadzi Czechy i Pragę do rozkwitu – rywalizowali z Andegawenami węgierskimi. A wiadomo, że nieprzyjaciel mojego nieprzyjaciela jest moim przyjacielem. Już Łokietek szukał oparcia na Węgrzech. Wydał swoją córkę Elżbietę za króla Węgier Karola Roberta. Sojusz z południowym sąsiadem stał się fundamentem polityki zagranicznej ostatnich Piastów.

Kazimierz Wielki trzymał się przez całe swoje panowanie odziedziczonego po ojcu sojuszu z Andegawenami. Nie miał wyjścia, gdyż innych kandydatów na sojuszników nie mieliśmy – Litwa nie mogła być brana pod uwagę, bo była pogańska. Kazimierz dość często bywał u siostry w Budzie, znał dobrze jej syna, późniejszego króla Ludwika, zwanego u nas Węgierskim. W zamian za wsparcie w zmaganiach z Luksemburgami i zakonem Kazimierz obiecał, że jeżeli nie pozostawi następcy, tron Polski obejmie król Węgier Karol Robert. Ten jednak zmarł w 1342 roku, więc Kazimierz ponowił obietnicę wobec króla Ludwika. Układy odnawiano kilka razy, ostatni raz w 1364 roku, podczas słynnego zjazdu monarchów w Krakowie, zwieńczonego ucztą u Wierzynka.

Jak widać, Andegawenowie mieli mocne podstawy, by liczyć na tron Polski dla siebie. Kazimierz nie był tą perspektywą zachwycony. Robił wszystko, by jednak mieć syna. Odesłał Adelajdę na zamek w Żarnowcu nad Pilicą, występował do papieża o unieważnienie małżeństwa. Gdy przebywał z wizytą w Pradze, podsunięto mu mieszczkę, Krystynę Rokiczaną. Niewiele myśląc, zaręczył się, a potem w Krakowie wziął ślub, którego udzielił mu opat tyniecki. Zupełnie bez sensu, bo w świetle prawa był bigamistą, a w dodatku było to małżeństwo morganatyczne – syn króla i mieszczki i tak tronu by nie objął. Protestowaliby papież, Andegawenowie, Luksemburgowie. Czeszka zbyt długo w Krakowie nie zabawiła, a Kazimierz – wtedy już mężczyzna po pięćdziesiątce – wpadł na pomysł ślubu z Jadwigą Żagańską, córką Henryka z rodu Piastów śląskich. Małżeństwo nie zostało uznane przez papieża, bo Adelajda, mimo że wróciła do rodzinnej Hesji, nadal uważała się za królową Polski i pilnowała swoich interesów. Kazimierz najprawdopodobniej sfałszował jednak papieski dokument zezwalający na małżeństwo z Jadwigą. I starał się o syna.

Doczekał się trzech córek. Pech.

Takie zjawiska decydowały o losach narodów w czasach, gdy politykę uprawiały dynastie. Gdyby miał syna, to nie oglądając się na papieża i Andegawenów, zapewniłby mu następstwo.

Zapewnienie ciągłości dynastii było jedną z ważniejszych dziedzin polityki państwowej. Szkoda, że tak wybitny władca jak Kazimierz Wielki „potknął się" na chromosomie XX.

Nie on jeden. Ludwik Węgierski też się potknął. Ale Kazimierz Wielki był naprawdę wybitnym władcą. Widać to także w tym, że gdy stało się jasne, iż może nie doczekać się upragnionego syna, wpadł na pomysł usynowienia Kazimierza słupskiego, zwanego w naszej historiografii Kaźkiem.

To był wnuk Kazimierza?

Tak. Syn jego córki Elżbiety i księcia wołogoskiego, czyli zachodniopomorskiego, Bogusława V.

Wyraźnie widać kierunek wytyczony przez ostatniego Piasta – powrót na Pomorze Zachodnie.

Może nie od razu powrót, ale na pewno zacieśnienie stosunków politycznych z tym krajem. Kazimierz pod koniec panowania próbuje wbić się klinem między Marchię Brandenburską i zakon. Chce przeciąć główny szlak komunikacyjny, którym przybywali do Prus rycerze z zachodniej Europy, z różnych krzyżackich komturii. To mu się udało. Odzyskaliśmy Santok i Drezdenko, a potem na mocy układu z margrabią Brandenburgii włączyliśmy do Korony Królestwa Polskiego fragment Nowej Marchii graniczący z Pomorzem Zachodnim, zyskaliśmy Czaplinek, Drahim i Wałcz. Zlikwidowaliśmy pas brandenburskich posiadłości wbijający się w ziemie Pomorza Zachodniego, rozerwaliśmy najszybsze lądowe połączenie zakonu z Rzeszą Niemiecką. Po wielu latach Polska odzyskała granice z Pomorzem Zachodnim – z księstwem słupskim, czyli dziedziną Kaźka.

I temu strategicznemu, przeprowadzonemu z żelazną konsekwencją zamysłowi towarzyszyło usynowienie Kaźka przez króla Kazimierza. Nie było to często praktykowane w tamtych czasach.

Za jednym zamachem rozwiązane zostają dwa problemy: oskrzydlamy zakon i mamy piastowskiego – po kądzieli – dziedzica tronu?

Taki był zamysł Kazimierza. Po śmierci matki Kaźka wychowywano na królewskim dworze w Krakowie, ale dłuższy czas spędził też w Pradze, w otoczeniu cesarza Karola IV. To tak, jakby skończyć Oxford, a potem rozpocząć kolejne studia na Harvardzie. Kaźko odebrał naprawdę staranne wykształcenie, z bliska obserwował rządy wielkich władców ówczesnej Europy. Kazimierz Wielki usynowił go najprawdopodobniej w 1369 roku.

Ile Kaźko miał wtedy lat?

Był pełnoletni nawet wedle dzisiejszych standardów – miał 18 lat. Ale Kaźko to nie był dziedzic „na dziś". To był „dziedzic zapasowy", następca „na jutro". Zobowiązania Kazimierza Wielkiego dotyczące sukcesji Andegawenów w Polsce dotyczyły tylko Ludwika, ale już nie jego synów. W czasie gdy były zawierane układy, Ludwik nie miał potomstwa. Jego dwie córki urodzą się już po śmierci Kazimierza. Polski król mógł mieć nadzieję, że Kaźko, już jako dojrzały mężczyzna, po śmierci Ludwika, obejmie rządy w królestwie, włączy do Korony swoje księstwo i da nam dostęp do morza.

Na wiosnę 1370 roku król koncentruje wojska na granicy ze Śląskiem. Przez kilkadziesiąt lat cierpliwie zbierał siły, rozwijał gospodarkę, reformował państwo, wzmacniał potencjał kraju, zajmując zachodnie księstwa ruskie. Teraz zaczął szykować wielką wojnę?

Tak, jej stawką miało być odzyskanie Śląska i kolejne wzmocnienie państwa. Niestety, nadszedł dzień 9 września 1370 roku. Sześćdziesięcioletni król wybrał się na polowanie w okolicach Przedbórza w powiecie radomszczańskim. Gdy gonił jelenia, przewrócił się pod nim koń. Kazimierz zranił się w goleń. W końcu października przywieziono go na zamek krakowski. Miał wysoką gorączkę. 3 listopada podyktował swój testament. Dwa dni później zmarł. Powodem śmierci najprawdopodobniej było zakażenie.

W testamencie zapisał Kaźkowi ziemię sieradzką, łęczycką, kujawską i dobrzyńską, kasztelanię bydgoską i kruszwicką oraz między innymi gród w Wałczu. Te ziemie graniczyły z księstwem Kaźka, Mazowszem, z zakonem i Śląskiem. Dziadek wiązał tym samym „dziedzica zapasowego" z najważniejszymi zadaniami państwa i dawał mu solidną bazę do działania, uposażenie na przyszłość.

Panowie małopolscy, stanowiący otoczenie Kazimierza Wielkiego, unieważnili testament. Zniszczyli pergamin na oczach kanclerza. Dwieście lat wcześniej, gdy swoją wolę ogłaszał Bolesław Krzywousty, nie było nawet pergaminu. A i tak wszyscy posłuchali woli władcy. Dlaczego teraz stało się inaczej?

Bo to już nie było państwo, w którym jedynie wola władcy stanowiła prawo. Za czasów Krzywoustego księstwo było prywatną własnością panującego. W XIV wieku mamy już do czynienia z państwem stanowym, czyli takim, o którego polityce współdecydują mieszkańcy. W wypadku Korony były to stany duchowny, rycerski (szlachecki), mieszczański i chłopski. Oczywiście w ówczesnej Polsce najwięcej do powiedzenia mieli duchowni i szlachta, ale miasta też dysponowały siłą polityczną. Każdy stan posiadał stosowne przywileje, a nad wolą panującego stało prawo.

Możnowładcy małopolscy – reprezentujący stan duchowny i szlachecki – uznali, że Kazimierz Wielki nie mógł ot tak sobie wydzielić ziem dla swojego wnuka. Nadanie ich księciu rozbijałoby integralność kraju, oddzielało Małopolskę od Wielkopolski, czyli szkodziło interesom państwa. Niemniej ich głos był tylko doradczy. Wykonanie testamentu zablokował w istocie śląski Piast Władysław Opolczyk, pełnomocnik króla Ludwika Andegawena i jego palatyn. Ostatecznie niektóre fragmenty testamentu dotyczące Kaźka król anulował, aczkolwiek opierając się na zdaniu panów małopolskich. Po tej korekcie Kaźko dostał ziemię dobrzyńską, Bydgoszcz, Wałcz i Złotów, ale jako lenno od Ludwika, a nie darowiznę od dziadka.

I pokornie się z tym zgodził?

W ogóle nie protestował. Ludwik na wieść o chorobie Kazimierza opuścił Budę, był w Krakowie już dwa dni po jego śmierci, szybko został koronowany. Kaźko nie odgrywał żadnej roli – cieszył się, że w ogóle jakieś ziemie dostał. Nie odziedziczył zbyt wielu talentów po dziadku. Był rozrzutny, często musiał pożyczać pieniądze od siostry Elżbiety, żony cesarza Karola IV. Przeżył Kazimierza Wielkiego tylko o siedem lat. Wdał się w walki z księciem kujawskim Władysławem Białym, który zgłosił pretensje do ziem Kaźka. Podczas oblężenia Złotoryi został zraniony kamieniem w głowę i zmarł. Nadane mu lenna wróciły do Korony Królestwa Polskiego. Tak kończy się jego historia. Nie dorósł do oczekiwań.

Albo nie dane mu było dorosnąć. Czasem zbroja kształtuje rycerza.

Ten projekt Kazimierzowi Wielkiemu się nie udał. Nie udało mu się ocalić tronu dla rodu Piastów.

Prof. Andrzej Chwalba jest historykiem i eseistą, wykładowcą UJ. Bada m.in. dzieje Polski XIX w. i najnowsze, relacje polsko-rosyjskie, historię Krakowa

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Chyba żadne inne wydarzenie w historii Polski nie odcisnęło tak mocnego piętna na losach naszego kraju jak zaproszenie litewskiej dynastii Giedyminowiczów na Wawel i unia z Litwą. Normalny, średniej wielkości europejski kraj, będący monarchią narodową, związał się z litewskim kolosem rządzonym przez pogan.

Bez wątpienia związek Polski z Litwą to wydarzenie o niezwykle doniosłych konsekwencjach. Oba państwa i narody szły razem przez dzieje aż do XIX wieku. To dziedzictwo jest częścią polskiej tożsamości. Do dziś rzutuje na kierunki naszej polityki zagranicznej, nasz kod kulturowy, wyobrażenia o świecie i mentalność.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
„Anora” jak dawne zwariowane komedie, ale bez autocenzury
Plus Minus
Kataryna: Panie Jacku, pan się nie boi
Plus Minus
Stanisław Lem i Ursula K. Le Guin. Skazani na szmirę?
Plus Minus
Joanna Mytkowska: Wiem, że MSN budzi wielkie emocje
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
J.D. Vance, czyli marna przyszłość dla bidoków