W „Przewodniku ksenofoba po Polsce" wyczytałem, że Polki słyną z tego, że przegrzewają swe dzieci i przekarmiają gości. Ha, powiedzcie teraz, że nieprawda! No, dobrze, a stereotypy o winach? Zacznijmy od koloru – jeszcze 20 lat temu uznawano wino różowe za niepoważne i niepoważane. Po prawdzie czasem lepiej zrobić różowe niż czerwone, bo klimat nie sprzyja (witamy w Polsce!), ale przecież nie dlatego takie wina powstają. Są delikatne, świeże i zazwyczaj nie przechowuje się ich długo, a do niepochlebnych opinii może przyczyniać się cena, ale od kiedy to mielibyśmy zżymać się, że wino jest tanie?! Zresztą, co my tu mówimy o różowych, wciąż są tacy, którzy uważają, że wina białe są... gorsze od czerwonych, ta myśl łączyła zresztą śp. Lecha Kaczyńskiego z Donaldem Tuskiem. 




Proszę wybaczyć, ale to oczywisty nonsens. Tysiąc razy pisałem o butelkach, lecz nigdy dość powtarzania, że zakrętka na butelce wina nie świadczy o tym, że w środku mamy pośledniejszy trunek. Znamy wiele niemieckich rieslingów czy rozmaitych win spoza Europy, których nie korkowano, a są wyśmienite, z kolei w Portugalii, ojczyźnie dęba korkowego, używa się naturalnych korków do nieprawdopodobnych sikaczy. O klasie wina nie świadczy też ani ciężar butelki, ani to, że ma wklęsłe denko. Swoją drogą, zdumiewająca jest żywotność takich stereotypów. Inny z nich głosi, iż do ryb i drobiu podajemy tylko wino białe. Brzmiałoby to lepiej, gdybyśmy zamiast „tylko" napisali „zazwyczaj", bo przecież do ryb czy białego mięsa podajemy nie tylko wina różowe, ale i, o zgrozo, czerwone. Tak, tak, lżejszy, ale kwasowy gamay, szczep znany choćby z beaujolais, jest polecany przez niektórych sommelierów choćby do karpia. Na koniec rozprawmy się z najpowszechniejszą z mądrości głoszącą, iż „wino im starsze, tym lepsze". Bez końca starzeć się może w zasadzie tylko wino wzmacniane i słodkie, a większość win w ogóle – zwłaszcza białych – przeznaczona jest do picia jako świeże, w ciągu roku od wytworzenia. Cóż, jak widać stereotypy o winie są trwalsze niż większość win.