Jedwabna opaska z powstania warszawskiego, fotografie, listy, mapy, zapiski wojenne – to niemi świadkowie miłości Ewy i Jerzego Stolarskich. W albumie „A miało być tak pięknie..." Wojciech Kujawa opowiada ich losy: dwojga młodych ludzi, których połączyła miłość – nie tylko do siebie, ale także do ojczyzny. W czasie II wojny światowej obydwoje byli zaangażowani w działalność konspiracyjną, walczyli w powstaniu warszawskim, w trakcie którego się pobrali. Następnie odnajdujemy ich w szeregach Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Tęsknota i poczucie odpowiedzialności sprawiły, że mimo grożącego im niebezpieczeństwa zdecydowali się na powrót do Polski.
Byli młodzi, szczęśliwi, pełni energii. Wierzyli, że wszystko się ułoży, że będzie pięknie.... Niestety, w ich życie, podobnie jak w historie wielu ich rówieśników, wkroczyła komunistyczna bezpieka. Uznano, że są dla władzy niebezpieczni. Aresztowano oboje. Jerzy zmarł w trakcie śledztwa w 1950 roku, Ewa wyszła na wolność w 1956 roku. Żyjąc w otoczeniu pamiątek z pięknych, radosnych dni spędzonych razem z mężem, przechowała pamięć o nim. Tylko raz zdecydowała się opowiedzieć swoją historię przyjaciółce Mariannie Jedlińskiej, dzięki której po przekazaniu do IPN archiwum Stolarskich mogliśmy ją opowiedzieć.
Mama z Aberdeen
Rodowy sygnet, odznaka policyjna, znaczek cichociemnych, połówki opłatków wigilijnych, dzienniczek, kilka listów i fotografii starannie spakowanych do niewielkiego pudełka przez ponad 70 lat spoczywającego na dnie szafy Stewarta Rossa. To pamiątki, które przed skokiem do Polski swemu szkockiemu przyjacielowi powierzył Tadeusz Starzyński, ochotnik wojny polsko-bolszewickiej, oficer Policji Państwowej, Polskich Sił Zbrojnych, żołnierz Oddziału II Komendy Głównej AK. Heather Milligan, córka Stewarta, która przyleciała do Warszawy w 2017 r., aby osobiście przekazać materiały do IPN, opowiedziała nam o wielkiej przyjaźni jej ojca z Tadeuszem.
Sam cichociemny o tej znajomości pisał w liście do żony, w lutym 1944 r.: „W Aberdeen, w Szkocji, poznałem w końcu 1940 roku rodzinę państwa Ross. (...) Jest to rodzina, która przyjęła mnie do swego grona i pomogła nie zwariować w czasie rozłąki z Wami. (...) Ten list i resztę moich rzeczy zostawiam pod opieką Pani Miny Ross, którą nazywałem »Mummy«, to jest Mamą. Taką rzeczywiście była dla mnie".