– O Słupsku czy o Słupsku, który wybrał na prezydenta geja? – pytam.
– Co za różnica – mówi Biedroń. – Gdyby choć jeden turysta odwiedził Słupsk tylko po to, żeby zobaczyć miasto z prezydentem gejem, uznałbym to za korzyść.
Może ktoś przyjedzie, bo miasto już przed I turą zareklamowały niemieckie media z „Süddeutche Zeitung" i „Der Spiegel" na czele. Ten ostatni tygodnik pisał o „teście dla wciąż bardzo konserwatywnej Polski".
Miesiąc miodowy Roberta Biedronia ze Słupskiem jednak niebawem się skończy. Marcin Maraszkiewicz przestrzega: – Rozbudzone nadzieje mogą się okazać bardzo niebezpieczne. Za chwilę opadnie powyborczy kurz, skończy się miła i kurtuazyjna atmosfera, a zacznie się proza życia. I te, rozbudzone tak silnie, pozytywne emocje, jeśli słupszczanie wyraźnej zmiany nie dostrzegą, mogą się równie szybko zamienić w gniew. A Słupsk wybrał Biedronia nie tylko po to, żeby dać prztyczka naszej klasie politycznej.
Pierwsze pomruki już są. Na razie w sieci. Ludzie piszą: „Miała być zmiana i co?". Internautom nie podoba się otoczenie Biedronia – najbliższymi współpracownikami uczynił ludzi z kręgu dawnej słupskiej władzy i z konkurencyjnych partii. Aby w miarę sprawnie rządzić, musi bowiem zbudować... układ. I to niezależnie od tego, że sam nazywa go szerokim konsensusem.
Wyższa liga
A wyborcze obietnice? Do czasu audytu, do którego nowy prezydent dopiero się przymierza, pierwsze decyzje podejmuje skromne i raczej wizerunkowe, niewiele przy tym ryzykując poza uszczypliwymi uwagami. Dziennikarzom obiecał cotygodniową konferencję prasową (nie chce mieć rzecznika) i zdecydował, że urząd oszczędzi na wodzie w butelkach (prezydent promuje słupską kranówkę).
Trudno jednak uwierzyć, że Robert Biedroń, od dawna zagorzały zwolennik rewolucji obyczajowej i przywilejów dla homoseksualistów, na dwie kadencje schowa swoje poglądy do kieszeni i będzie rządził Słupskiem, kultywując tradycyjne mieszczańskie wartości. Dziś zapewnia, że gra o dwie prezydenckie kadencje. Merytoryczne, nie z myślą o światopoglądowej krucjacie. – To mój cel, naprawdę – przekonuje. – Gdybym szukał trampoliny, mógłbym mieć zapewnioną sejmową jedynkę z SLD albo dwójkę z PO w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych. Ale wybrałem Słupsk.
Wilka ciągnie jednak do lasu i nie można wykluczyć, że – prędzej czy później (a wydaje się, że prędzej) – pierwszy gej III RP wróci do swoich korzeni. Na razie Joanna Erbel, związana z „Krytyką Polityczną" działaczka feministyczna (specjalistka od „zarządzania cielesnością"), namówiła Biedronia, aby zorganizował w Słupsku Kongres Ruchów Miejskich. W rozmowie z Plusem Minusem, pytany o to, jak będzie odnosił się do Kościoła twardo mówi, że „będzie strzegł konstytucji" i – jak to ujmuje – „wyraźnego rozdziału państwa od Kościoła".
Czy wybór Roberta Biedronia na prezydenta miasta to przejaw przekornego rozsądku mieszkańców, ich otwartości, prowincjonalnego kompleksu czy też wynik postpolitycznego formatowania wyborców? A może odpowiedź jest banalnie prosta: wielu słupszczan poparło sławnego już w świecie geja, politycznego celebrytę, po to, aby miasto – choćby tylko na krótko – automatycznie trafiło do innej, wyższej ligi.
Jeśli tak, to mogą już być z siebie i Roberta Biedronia dumni. W tej wyższej lidze nowy prezydent Słupska bowiem już czeka na telefon z „New York Timesa", który ponoć planuje przeprowadzenie z nim wywiadu. Czeka też na Magdę Gessler, która za kilka dni ma osobiście odwiedzić miasto, aby przyszykować noworoczny bigos.