O Polsce, zanim miał decydować o jej losie, Lloyd George nie wiedział wiele – tak można to chyba najdelikatniej określić. Kojarzył z nią dobrze chyba tylko jedną postać: światową gwiazdę, jaką był niewątpliwie Ignacy Jan Paderewski, bożyszcze sal koncertowych i salonów całego Zachodu. Frances Stevenson, sekretarka kochanka Kozła (jak złośliwi nazywali Lloyda George'a ze względu na jego skłonność do romansów), odnotowała w swoich dziennikach jego prawdziwą fascynację Paderewskim. Podczas wspólnego lunchu z wielkim pianistą w marcu 1915 roku Lloyd George odparł jednak jego natarczywe pytania o możliwość oddzielenia Polski od Rosji, aktualnej sojuszniczki Wielkiej Brytanii w Wielkiej Wojnie. Jako odpowiedzialny polityk brytyjski stwierdził wówczas, że nie sądzi, by Rosja kiedykolwiek się na to zgodziła. Może, co najwyżej, dać Polsce autonomię. Na retoryczne pytanie Paderewskiego, co Finlandii dała formalna autonomia w ramach Cesarstwa Rosyjskiego, Lloyd George już dyplomatycznie wolał nie odpowiadać.
Z Paderewskim brytyjski premier spotykał się jeszcze kilkakrotnie podczas konferencji pokojowej w Paryżu, kiedy niepodległość Polski (po zawaleniu się Cesarstwa Rosyjskiego) wydawała się bezdyskusyjna, sporne były natomiast jej granice. Podczas jednej z takich rozmów Lloyd George miał być zauroczony opowieścią Paderewskiego o Polsce i – jak to zapisała panna Stevenson – „innych bałkańskich [sic!] narodach". Ponieważ nie wiedział nic o historii tego regionu, z poważną miną oświadczył wtedy polskiemu premierowi, że oto dokopują się w tej rozmowie do „fundamentów bardzo starożytnego świata". Zaliczenie Polski do Bałkanów było, dodajmy, raczej typowym przejawem śmiało okazywanej przez lokatora Downing Street 10 ignorancji geograficznej. Dość przypomnieć, że nie potrafił w ogóle znaleźć na mapie Słowacji, mylił Ankarę z Mekką, ucieszył się za to, kiedy dowiedział się, że Nowa Zelandia jest ulokowana na wschód od Australii.
Lloyd George na pewno nie obciążał swojej pamięci geografią ani historią Europy Wschodniej (tu, przypomnę, wystarczyła ekspertyza Lewisa Namiera, do której dostęp dawał premierowi niezastąpiony sekretarz Kerr). Interesowały go tylko teraźniejszość i dająca się ogarnąć jego wyobraźnią przyszłość. Polska miała w tej teraźniejszości i przyszłości znaleźć swoje miejsce – to jest takie, jakie wyznaczy jej brytyjski premier, opierając się na swoim wyjątkowym, lepszym niż u wszystkich innych polityków świata, rozeznaniu w potrzebach nowego globalnego porządku. Miał to być porządek szlachetny, zgodny z zasadami liberalnej sprawiedliwości, tak jak ją walijski liberał rozumiał w odniesieniu do międzynarodowej polityki. Skoro niepodległość Polski stała się możliwa – to jest sprawiedliwa.
Od końca 1917 roku Lloyd George trzymał się tego przekonania. Bronił go nawet przeciw tym członkom swego gabinetu, którzy na gruncie moralnym właśnie próbowali podważać sens odbudowania Polski. Do najostrzejszej takiej polemiki doszło między premierem a generałem Janem Smutsem, południowoafrykańskim członkiem gabinetu imperialnego. Smuts, który, jak pamiętamy, porównał Polaków do kafirów, to jest urodzonych niewolników, stanowczo apelował w marcu 1919 roku do Lloyda George'a, by nie tworzyć „zamku z piasku", jakim z pewnością okaże się Polska. Zabierze ona tereny zamieszkane przez Niemców i Rosjan (sic!), jej powstanie będzie niesprawiedliwością wobec tych wielkich narodów, na którą Niemcy już się słusznie skarżą... Premier odpowiedział wtedy z poczuciem moralnej racji i sobie właściwą zgryźliwą ironią: „Czy mam rozumieć, że pańska propozycja sprowadza się do rezygnacji z zasady narodowości i pozostawienia wielkiej liczby uciskanych Polaków pod pruskimi rządami? [...] Czy byłby pan równie gotowy na koncesje wobec niemieckich interesów w południowej Afryce, w sprawie których Niemcy także zanoszą skargi?".
Czy wobec ujawnionej tutaj kontrowersji możemy przyjąć tezę, jakiej chciał bronić Norman Davies w swoim niewielkim studium z 1974 roku, w którym twierdził, że Lloyd George jako Walijczyk – przedstawiciel małego, uciśnionego narodu – sympatyzował naturalnie z Polską (sam premier przedstawiał swoje motywy w ten właśnie sposób w liście do Paderewskiego)? Niezupełnie. Wydaje się, że Lloyd George odczuwał charakterystyczną dla liberałów brytyjskich pewną sympatię wobec „słabszych i uciemiężonych" (pod warunkiem, że korzyści z ciemiężenia nie ciągnęli akurat sami liberałowie brytyjscy). Z postawy tej wynikało zainteresowanie sprawą polską w XIX wieku, przy okazji kolejnych powstań przeciw carskiemu imperium.