W tej sytuacji Kraków narzucał się sam jako rozwiązanie. W mieście, a właściwie w jego śródmieściu okolonym Alejami Trzech Wieszczów, stało około 2 tysięcy solidnych kamienic, spośród których jedne należały do arystokratów (jak Tarnowscy, Lubomirscy, Potoccy, Czartoryscy czy Popielowie), inne zaś do bogatego mieszczaństwa, z którym rzeczeni arystokraci coraz częściej wchodzili w koligacje. Trzeba również pamiętać, że spora część błękitnokrwistych Krakowa, inaczej niż w pozostałych regionach Polski, właśnie z mieszczaństwa się wywodziła: przykładem mogą być tutaj losy rodu Morsztynów.
Kamienice, które od wieków stanowiły własność szlacheckich rodów, tradycyjnie zwano tu pałacami. Jednak również te, które z nazwy pałacami nie były, często nie odbiegały ani wielkością, ani też standardem od wielkopańskich rezydencji. Aż się prosiło, by sprzedawszy wiejskie gospodarstwo – nierentowne, ale naprawdę duże – zyskownie kupić na mieście stary „pałac", solidny dom albo też plac, na którym można było pobudować nowe rodowe gniazdo. Już nie dla rolników, lecz wysokich urzędników, profesorów lub artystów. W połowie lat 30. uczyniły tak, lekko licząc, dziesiątki ziemian z kilku województw południowej Polski. I to właśnie oni w dużej mierze wzmocnili „bazę mieszkalną" dla przyszłych uchodźców.
Pierwszą ich falą, już jesienią 1939 r., byli pozbawieni domów ziemianie oraz inteligenci z wcielonej do Rzeszy Wielkopolski. W cztery, pięć lat po nich pojawili się uciekinierzy z podpalanych przez Ukraińców dworów Wołynia, Małopolski Wschodniej i Chełmszczyzny. Wreszcie jesienią 1944 r. dołączyli do nich bezdomni warszawiacy. Ta trzecia fala była najliczniejsza: do Krakowa przybyło ze zrujnowanej stolicy aż 22 tysiące osób. Wszyscy razem złożyli się na czterdziestotysięczną rzeszę egzulantów, których rozmieszczono we wspomnianych dwóch tysiącach kamienic. Nie było to łatwe, ale pamiętajmy, że stare krakowskie mieszkania naprawdę potrafią być obszerne. Poza tym po zdobyciu Krakowa przez Sowietów większa część okupacyjnych uchodźców rozproszyła się po kraju.
Na tle krajobrazu powojennej Polski Kraków stanowił ewenement: był dużym niezniszczonym miastem, z zachowaną w pełni substancją typowo wielkomiejskiej, czynszowej zabudowy. Zniszczoną Warszawę Bierut czym prędzej „znacjonalizował", pozbawiając tym samym przedwojennych właścicieli możliwości ubiegania się o zwrot nieruchomej własności. Tymczasem właścicielami ocalałych krakowskich kamienic pozostawali ludzie, jeśli nie spokrewnieni, to przynajmniej skoligaceni z tymi, których jesienią 1944 i zimą 1945 roku władza ludowa wyrzuciła z ich posiadłości.
Tym sposobem w Krakowie lat 1945–1946 osiadło około 10 tysięcy „wysadzonych z siodła" ziemian oraz ich rodzin. Dodać do tego należy 40 tysięcy osób, które w tym samym czasie przybyły do Krakowa z zabranych Polsce ziem wschodnich. Tak duża liczba nowych krakowian, i to jeszcze pochodzących z „określonych", niezbyt miłych nowej władzy środowisk, znacząco zmieniła skład społeczny miasta. Było to zjawisko wyjątkowe. I choć podobne zachodziło też np. w Poznaniu, to jednak tam przybrało niepomiernie mniejszą skalę.
Gniazdo reakcji
W oczach władzy ziemianie Krakowa stanowili przecież zaledwie część rozległej panoramy, tworzącej jednoznaczny obraz klasowego wroga. Miasto było matecznikiem Polskiego Stronnictwa Ludowego, legalnej, z konieczności tolerowanej przez komunistów partii politycznej, traktowanej przez nich jako przeciwnik numer jeden w procesie całkowitego opanowywania kraju. Gdy w czerwcu 1945 r. przywódca tej partii, a jednocześnie wicepremier Stanisław Mikołajczyk zatrzymał się tutaj, wracając z Wierzchosławic z narady z Wincentym Witosem, krakowianie urządzili mu na Rynku Głównym spontaniczną masową akcję poparcia. W sierpniu tego samego roku, gdy przejeżdżał ulicami śródmieścia, studenci podnieśli w górę jego auto i chcieli je nieść, lecz Mikołajczyk w odruchu roztropności wyskoczył na bruk. Ale i tak obniesiono go dookoła Plant. W mieście i okolicach do PSL zapisały się tysiące ludzi. W samych Bronowicach Małych, podkrakowskiej wsi rozsławionej przez Wyspiańskiego w „Weselu", partyjne koło liczyło 250 członków, a miejscowemu kołu kobiet patronowała Helena Rydlowa – synowa Pana Młodego. W Krakowie ukazywał się też „Piast", popularny partyjny organ prasowy.