Pomysł jest prosty. Kilkoro dzieciaków to jedyni mieszkańcy miasteczka, którzy są w stanie dostrzec, że za serią niewyjaśnionych zaginięć stoi nadprzyrodzona istota – tytułowe „To". Demoniczny klaun nie ma imienia, bo żywiąc się ludzkim strachem, przybiera postać tego, czego dany człowiek boi się najbardziej. Podejmując walkę z potworem, który porwał młodszego brata głównego bohatera, grupa przyjaciół będzie musiała zmierzyć się jednocześnie z własnymi fobiami, kompleksami, nierozwiązanymi problemami rodzinnymi czy nieprzepracowaną żałobą.
Zacieranie granic między dobrem a złem oraz rosnący pesymizm wobec świata i ludzkiej natury stanowiły lejtmotyw popkulturowych produkcji ostatnich lat, takich jak „Hannibal", „Fargo" czy „Black Mirror". Pierwszy sezon serialu „True Detective" i nowe „Twin Peaks" opowiadają o złu popełnianym przez konkretnych ludzi, społecznych strukturach, które je umacniają i reprodukują, ale najmocniej akcentują jego ostatecznie metafizyczny charakter. Zło przychodzi spoza ludzkiego świata i bierze go we władanie.
Kinowa adaptacja powieści Stephena Kinga staje tym trendom w poprzek. To klasyczna opowieść o walce dobra ze złem, bez naciąganej psychoanalizy i prób usprawiedliwiania zła czy nadawaniu mu nieistniejącej głębi. Młodzi bohaterowie przekraczają własne ograniczenia i dzięki temu pokonują ostatecznie demonicznego klauna.
„To" wydaje się filmem anachronicznym. I bardzo dobrze. Jego moralna jednoznaczność i pogodny realizm to ożywcza odmiana od depresyjnego nastroju popkultury ostatnich lat.
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
tel. 800 12 01 95