Więcej szkód
Dynamiczny wzrost liczebności populacji dzikich zwierząt powoduje szereg problemów na styku społeczeństwa, gospodarki i środowiska. Są to przede wszystkim szkody powodowane przez zwierzynę w uprawach rolnych, lecz także leśnych. Odnotowuje się także wzrost ilości wypadków komunikacyjnych, a także coraz częstsze pojawianie się dzikich zwierząt w miastach. Istotne znaczenie ma też negatywny wpływ wzrostu populacji niektórych zwierząt na środowisko przyrodnicze, w tym zwłaszcza na lasy. Wszystkie te zjawiska są skutkiem tego, że nasze otoczenie zostało poddane tak dużej ingerencji człowieka, że zatraciło naturalną równowagę. Dlatego nie możemy liczyć na to, że natura sama wyeliminuje problem nadmiaru zwierzyny. Ingerencja człowieka, polegająca na efektywnym zarzadzaniu populacjami zwierząt mającym na celu zrównoważenie potrzeb przyrody z potrzebami ludzi, jest niezbędna.
Kluczowa rola w procesie zarządzania populacjami zwierząt przypada myśliwym. Gdybyśmy teraz zaprzestali wykonywania polowania, np. na dziki, doprowadziłoby to, zdaniem specjalistów, do klęskowych szkód w rolnictwie. Można sobie oczywiście wyobrazić taki model zarządzania, w którym myśliwi by nie uczestniczyli. Byłby on jednak na tyle kosztowny, że jego praktyczna realizacja byłaby bardzo mało prawdopodobna. Przykładem takiego rozwiązania może służyć kanton genewski w Szwajcarii. Regulacją zwierzyny od 1974 r. zajmuje się tam kilkanaście osób zatrudnionych przez władze kantonalne. Trzeba podkreślić, że jest to bardzo mały obszar – powierzchnia kantonu liczy niecałe 300 km kwadratowych (tysiąc razy mniejsza od powierzchni Polski). Model genewski jest jednak bardzo drogi w utrzymaniu. Jak obliczono, wprowadzenie tego modelu zarządzania populacjami zwierzyny w Austrii (trzy i pół razy mniejszej od Polski pod względem powierzchni) kosztowałoby 900 milionów euro rocznie!
Co jeśli nie polowanie?
Alternatywnych dla polowań sposobów regulowania populacji dzikich zwierząt poszukuje się także w Stanach Zjednoczonych. Kraj ten boryka się z nadmiernym wzrostem populacji niektórych gatunków, w tym zwłaszcza jelenia wirginijskiego. Populacja tych zwierząt licząca w 1900 r. zaledwie 350 000 sztuk obecnie jest szacowana na 25–40 milionów. Niektóre stany zainicjowały programy badawcze, które miały odpowiedzieć na pytanie, jak w najbardziej efektywny sposób można ograniczyć tę populację i kontrolować jej wielkość. Inne (poza polowaniami) rozważane środki to sterylizacja jeleni (Nowy Jork) czy wykorzystanie w tym celu strzelców wyborowych (Illinois). Badano także możliwość podawania łaniom środka zapobiegającego zapłodnieniu, relokację jeleni, używanie plastikowych osłon na drzewa i środków chemicznych odstraszających zwierzęta. W rezultacie jednak za najlepsze rozwiązanie wszędzie uznano podejmowanie działań promujących polowania na ten gatunek. Wszystkie inne środki okazały się niepraktyczne, przede wszystkim dlatego, że były zbyt drogie. Z tych powodów niektóre stany zaczęły podejmować działania mające na celu zachęcenie obywateli do polowań – skrócenie okresów ochronnych, organizowanie stanowych kursów łowieckich i zmniejszanie wieku, od którego dzieci i młodzież mogą zacząć polować (najpierw wtowarzystwie opiekuna, a potem samodzielnie). Podobne kroki są podejmowane w niektórych krajach europejskich, np. we Francji i w Niemczech.
Zdaniem niektórych amerykańskich badaczy może się jednak okazać, że problemu nadmiernej populacji jelenia w niektórych częściach Stanów Zjednoczonych nie da się całkowicie rozwiązać przy pomocy myśliwych. Przeszkodą okazała się zbyt mała ich liczba, która stale się pomniejsza. Zmniejsza się też społeczna akceptacja łowiectwa, co wpływa nie tylko na liczbę myśliwych, ale i na możliwość wykonywania polowań.
Wszystkie te problemy występują także w Polsce. Wprawdzie liczba myśliwych w naszym kraju w liczbach bezwzględnych rośnie (aczkolwiek bardzo wolno), to średnia ich wieku rośnie znacznie szybciej. Oznacza to, że mamy coraz więcej starszych, niepolujących czy rzadko polujących myśliwych. Wprowadzony niedawno ustawowy zakaz udziału dzieci w polowaniach zapewne również ograniczy napływ młodych ludzi do łowiectwa. Z kolei medialne ataki na łowiectwo i zorganizowane akcje blokujące powodują, że niektórzy myśliwi rezygnują z udziału w polowaniach.
Zapewne są tacy, których te informacje ucieszą. Ale jeżeli ten proces ulegnie przyspieszeniu, to kto zajmie się redukcją zwierzyny powodującej szkody w uprawach rolnych i leśnych wchodzącej do miast?