Nie chodzi o to, że adwokatura ma milczeć, gdy naruszane są standardy praworządności, ale jeśli jej głos ogranicza się wyłącznie do tego problemu, to zdecydowanie za mało. Samorząd nie jest powołany tylko po to, aby stać na straży prawa w Polsce, ale także po to, aby troszczyć się o sytuację jego członków. „Adwokat wszystkich adwokatów" – czy ktoś jeszcze dziś pamięta to hasło wyborcze z 2016 r. obecnego prezesa NRA i co ono właściwie niosło?
Nie chodzi wcale o to, aby samorząd adwokacki wyręczał swoich członków w codziennych zmaganiach na konkurencyjnym rynku usług prawnych. Trzeba to uczciwie przyznać: zawsze był to mało poważny postulat, choć często formułowany. Bardziej trzeba zastanowić się nad całą wizją adwokatury. Mamy dziś bowiem do czynienia ze skostniałą strukturą, niedopasowaną zupełnie do wyzwań współczesnego świata, pogrążoną w niezrozumiałych, wewnętrznych sporach, często opartych na ambicjach poszczególnych działaczy samorządowych, których największym zmartwieniem jest znalezienie sobie dobrego miejsca w samorządzie w każdej rozpoczynającej się kadencji. Nie napiszę więc, czego nie zrobiono w mijającej kadencji. Wskażę jednak na palące problemy, które trzeba rozwiązać. To, że tego nie zrobiono, a nawet nie podjęto do tej pory choćby dyskusji, jest grzechem zaniechania obecnych władz.
Palące problemy
Zacznijmy od liczby izb adwokackich i ich podziału terytorialnego. Jestem członkiem największej w Polsce izby warszawskiej, dlatego z pewną ostrożnością podchodziłem do tego tematu. Nie da się jednak w żaden racjonalny sposób uzasadnić, iż mamy obecnie do czynienia z podziałem, który nie odpowiada ani podziałowi administracyjnemu kraju, ani podziałowi na apelacje czy okręgi sądowe.
Z jednej strony mamy olbrzymie, anonimowe dla ich członków i trudno sterowalne izby, jak choćby warszawska, z drugiej zupełnie niewielkie. Podział na izby nie może być wynikiem sympatii, zaszłości historycznych czy innych nieracjonalnych argumentów. W konsekwencji mamy z jednej strony nieustający spór na każdym Krajowym Zjeździe Adwokatury pomiędzy małymi i dużymi izbami (bo ich interesy muszą być sprzeczne), a w samej Naczelnej Radzie Adwokackiej kuriozalną sytuację, gdzie jeden dziekan reprezentuje kilka tysięcy adwokatów, a inny góra kilkuset. Izby powinny być podzielone na nowo – mniejsze połączone, a duże podzielone. W konsekwencji wszystkie izby, niezależnie od ich liczby, powinny mieć podobny obszar swojej właściwości i podobną liczbę członków.
Dalej, konieczne jest jasne podzielenie ról pomiędzy Naczelną Radę Adwokacką i izby. Niby dziś wszystko jest jasne, a wszyscy dalej zajmują się wszystkim. O ile stanie na straży praworządności, kontakty z władzami centralnymi, udział w procesie legislacyjnym to tradycyjna rola NRA. Natomiast izby powinny zajmować się codziennymi problemami ich członków. To pozwoli skończyć z sytuacją, gdy izby a to zajmują się wykładnią sposobu ochrony tajemnicy adwokackiej, a to podejmują niezliczone uchwały o praworządności – inne z kolei milczą w tej materii, przez co powstaje wrażenie, pewnie błędne, że się od tego dystansują.
Chyba czas zastanowić się nad obowiązkową karencją w sprawowaniu funkcji samorządowej. Nie chodzi tylko o ograniczenie kadencyjnością w danej funkcji, ale o to, jak długo można te funkcje sprawować w samorządzie bez przerwy. Od dawna twierdzę, że nie ma nic gorszego niż etatowy działacz samorządowy, którego jedynym albo dominującym zajęciem jest zajmowanie tego czy innego stanowiska w samorządzie. Aby dobrze służyć adwokaturze, trzeba czuć jej problemy – a te są widoczne najbardziej z poziomu codziennego wykonywania zawodu. Zbyt długie oderwanie od realiów codzienności wyklucza praktycznie zdolność prawidłowego identyfikowania problemów, nie wspominając już o ich rozwiązywaniu. Nie idzie też o radykalne rozwiązania, bo doświadczenie wielu osób jest mądrością adwokatury. Nie zaszkodzi jednak trochę świeżej krwi w jej krwioobiegu.