Z wiekiem i doświadczeniem spada bowiem zapotrzebowanie na ekscytację, a rośnie na święty spokój. Zwłaszcza w czasie pandemii.
Przedsiębiorcy mogą liczyć na pożyczki z tarczy antykryzysowej. Jeśli utrzymają firmę przez trzy miesiące – nie muszą ich zwracać. Zastanawiają się jednak, czy za chwilę fiskus nie powie, że skoro pożyczki zwracać nie muszą, osiągnęli korzyść majątkową i muszą od niej zapłacić podatek. Podobne zmartwienia mają zresztą właściciele firm, którzy biją się z myślami, czy skorzystać z usług za symboliczną złotówkę, np. z oferty reklamy. W końcu przychodem, w myśl przepisów podatkowych, są też świadczenia częściowo odpłatne.
Ministerstwo Finansów zapytane przez „Rzeczpospolitą" wyjaśniło, że pożyczka z tarczy nie będzie traktowana jak przychód. Taki jasny sygnał przydałby się również przedsiębiorcom, którzy zechcą reklam z symboliczną odpłatnością. Takie bonusy zwracają przecież uwagę skarbówki. Gdy podatnik dostaje coś w dużo niższej cenie niż rynkowa, fiskus chętnie doszukuje się powodów do opodatkowania.
Teraz jednak czasy są szczególne i od organów podatkowych możemy wymagać odrobiny zrozumienia i zwykłej ludzkiej życzliwości. Czy nam ją okażą? Znamy przecież wiele przykładów bezmyślnych działań. Warto, by urzędnicy wyciągnęli z nich naukę. Przypomnę tylko piekarza, który rozdawał chleb biednym. Doprowadziło go to za sprawą skarbówki do bankructwa. Gdyby chleb wyrzucił, w kłopoty by nie wpadł. Inny przykład: bezrobotny naprawiał ludziom sprzęty. W zamian otrzymywał żywność. Urząd skarbowy uznał to za działalność gospodarczą i zażądał podatku od uzyskanych korzyści. Kłopoty miał też mechanik, który wymienił po zamknięciu zakładu żarówkę w samochodzie urzędniczek i nie wydał paragonu fiskalnego.