W sądach administracyjnych od około sześciu lat trwają sprawy, w które trudno uwierzyć racjonalnie myślącym obserwatorom. Oto główny inspektor farmaceutyczny (GiF) w postępowaniach o zmianę nazwy właściciela zezwolenia aptecznego po przekształceniach własnościowych z sukcesją generalną nagle stwierdzał, że... zezwolenie „wyparowało", a zatem apteki nie ma. Wszystko dlatego, że zdaniem GIF art. 99 ust. 3 pkt 2 i 3 prawa farmaceutycznego (dalej: PF) zakazujący wydawania nowych zezwoleń przy kapitałowej koncentracji aptek ponad 1 proc. w województwie, powodował rzekomo, że do sukcesji zezwoleń nie doszło.
Czytaj też: Maciej Konarowski: Można mieć więcej niż 1 procent aptek
Znikały niemal jak Czerwony Kapturek
Sytuacja przedziwna, zważywszy, że przez wiele lat spółki będące właścicielami aptek (także tych sprzedanych przez Skarb Państwa) łączyły się bez problemu, nieprzerwanie działały, obsługiwały tysiące pacjentów, rozliczały z NFZ refundację i z pewnością były także przedmiotem licznych decyzji samego GIF. Nagle jednak, na potrzeby sporu o 1 proc. koncentracji, apteki te, jak Czerwone Kapturki zjedzone przez wilka, stały się zdaniem GIF nieistniejące. Wszystko to przy udziale samorządu aptecznego, który wcale nie bronił zamykanych aptek, przeciwnie, ramię w ramię z GIF je zwalczał.
Nic dziwnego, że właściciele aptek zaczęli z otchłani fikcyjnego prawnego niebytu dobijać się swoich racji i zaskarżać decyzje GIF do sądu administracyjnego. Powstał bowiem stan niebywały. Zezwolenie na prowadzenie apteki jest przecież wymagane celem zabezpieczenia interesu pacjentów i kontroli nad sprzedawcami leków. Istnienie bądź nieistnienie zezwolenia jest kluczowe dla właściciela apteki, kupujących, ale także dla pracujących w aptece farmaceutów, którzy nie wiedzieli nawet, że pracują zdaniem GIF w „nieaptece". Albo apteka jest, albo jej nie ma.
Na poziomie Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie wyroki w tej materii były bardzo różne, a bajki o znikających aptekach znajdowały różny finał.