Gdy w 2018 r. Krajowy Mechanizm Prewencji Tortur działający w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich rozpoczynał kampanię społeczną „Państwo bez tortur", wydawało się, że będzie się kojarzyła z okresem PRL oraz zwrotem preambuły Konstytucji: „Pomni gorzkich doświadczeń z czasów, gdy podstawowe wolności i prawa człowieka były w naszej Ojczyźnie łamane (...)". Tymczasem badania opinii publicznej „Tortury – opinie Polaków", przeprowadzone przez Kantar Millward Brown na zlecenie RPO, pokazały, że tortury mają współczesny wymiar.
Po raz pierwszy badania zrobiono w 2018 r. Wówczas 71 proc. badanych wskazało, że w Polsce po 1989 r. miały miejsce tortury. W listopadzie 2020 r. badania zostały powtórzone. Wynika z nich, że coraz mniejsze jest społeczne przyzwolenie na tortury. W porównaniu z poprzednim sondażem wzrósł odsetek badanych, którzy nie akceptują ich bez względu na okoliczności – z 59 do 70 proc. Z czego to może wynikać?
Czytaj także: Tortury niejedno mają imię
Małe Guantanamo
Do opinii publicznej dociera więcej informacji o torturach, jak choćby o tragicznej śmierć Igora Stachowiaka, rażonego paralizatorem we wrocławskim komisariacie.
Media donosiły też o procesie policjantów z Siedlec, którzy znęcali się nad zatrzymanymi podejrzewanymi o kradzież. Bito ich pałkami, polewano wodą i rażono paralizatorem. Policjanci mieli mówić: „Tutaj jest wschód, tu nie ma demokracji, jesteśmy takimi samymi bandytami jak wy". Jeden z torturowanych mężczyzn popełnił później samobójstwo.