Joanna Parafianowicz: Rozwód dłuższy niż małżeństwo

Ciągnące się latami procesy nie pozwalają zakończyć nieudanego związku. Czas na ruch ustawodawcy.

Aktualizacja: 22.08.2020 16:24 Publikacja: 22.08.2020 00:01

Joanna Parafianowicz: Rozwód dłuższy niż małżeństwo

Foto: Adobe Stock

Małżonkowie mają równe prawa i obowiązki w swym związku. Są obowiązani do wspólnego pożycia, wzajemnej pomocy i wierności oraz do współdziałania dla dobra rodziny, którą założyli. Kwestia ta nie ulega wątpliwości ani na gruncie ustawy (art. 23 kodeksu rodzinnego i opiekuńczego), ani orzecznictwa, w którym często podkreśla się, że te oraz inne powzięte przez małżonków zobowiązania i obietnice – niezależnie od późniejszego faktycznego rozpadu relacji –zachowują aktualność aż do prawomocnego rozwiązania małżeństwa przez rozwód. W konsekwencji – na gruncie przepisów i praktyki sądowej małżonkowie, choćby nie łączyło ich już niemal nic ponad wpisy w aktach stanu cywilnego, co do zasady nie mogą ułożyć sobie życia na nowo, założyć rodziny czy po prostu – normalnie żyć. Często bowiem pouczani są przez swoich prawników (skądinąd słusznie), że zamieszkanie z inną osobą, spłodzenie z nią potomstwa czy choćby upublicznienie informacji o nowym związku na sprawie rozwodowej może być odczytane jako zachowanie podrywające autorytet zdradzanego małżonka, a tym samym wobec niego nielojalne i świadczące (trudno się nie zgodzić) o niewierności.

Przemiany rodziny

Rozwód był zawsze i często nadal bywa postrzegany jako oznaka przemian, jakim ulega instytucja rodziny funkcjonująca w zmiennym społeczeństwie. Nowe trendy i potrzeby widział ustawodawca, wprowadzając w 1946 r. możliwość rozwiązania małżeństwa przez cywilny rozwód. W 1964 r. podwyższył do lat 21 granicę wieku umożliwiającą mężczyźnie zawarcie małżeństwa czy wprowadzenie obowiązku alimentacyjnego wobec nieletnich dzieci. Kolejne przemiany społeczne i gospodarcze przyniosły wprowadzenie w 1975 r. obowiązkowych sesji pojednawczych, konieczność przesłuchania świadków rozpadu małżeństwa, o ile zaowocowało ono wspólnymi dziećmi, rozstrzygnięcia o sposobie korzystania przez rozwiedzionych ze wspólnego lokalu (co było ukłonem wobec doskwierającego obywatelom kryzysu mieszkaniowego) oraz utworzenia Funduszu Alimentacyjnego zarządzanego przez ZUS – jako odpowiedź na potrzeby rodziny w przypadku niemożności wyegzekwowania alimentów. Rangę spraw rozwodowych podniesiono, przenosząc je do sądów okręgowych.

Czytaj także: Rozkład pożycia małżeńskiego różne ma powody

Wprowadzone przed laty zmiany w obrębie szeroko rozumianego prawa rodzinnego i procedury cywilnej tworzą szkielet dyskursu o aktualności obecnych przepisów wobec przeobrażeń, jakim ulega polska rodzina, oraz tempa, w jakim do tego dochodzi. I ewentualnej korekty przepisów.

Liczby są ważne

Z tego względu istotną rolę przypisuje się liczbom obrazującym tendencje rozwodowe, czerpiącym z takich danych jak choćby ogólna liczba zawieranych małżeństw w relacji do liczby orzeczonych rozwodów czy średni czas trwania małżeństwa. Choć dane z ostatnich lat wskazują, że blisko co trzecie małżeństwo rozpada się, rozwód, zwłaszcza w mniejszych ośrodkach, nadal postrzega się jako anomalię, a próby ułożenia sobie życia przez osoby, które od współmałżonka odeszły, ocenia się negatywnie. Nierzadko, jeśli za rozpadem związku stoi jakaś forma przemocy – społecznej krytyce poddaje się działania osoby jej doświadczającej, a zmierzającej do uzyskania pomocy („ojciec mówił, że mama nie jest Katoliczką, skoro wzywa na niego Policję", „sąsiedzi wiedzieli, ale uważali, że to nie ich sprawa i do ojca nic nie mają"). Późniejsze starania o ułożenie sobie względnie normalnego życia bez współmałżonka bywają oceniane negatywnie także na poziomie orzeczniczym.

Opuszczenie męża lub żony automatycznie bywa interpretowane jako porzucenie rodziny (wyprowadzka? po rozwodzie, na ustalonych przez sąd warunkach). Otworzenie osobnego rachunku bankowego i nieudzielenie upoważnienia współmałżonkowi oceniane bywa jako utrudniające zarządzanie wspólnym majątkiem. Działania zmierzające do uregulowania (choćby tymczasowo) miejsca zamieszkania dziecka bywają oceniane jako próba pozbawienia władzy rodzicielskiej. Wniosek o zabezpieczenie alimentów świadczy o chęci utrzymywania się za cudze, zaś w zamiarze konkretnego ustalenia kontaktów nadal zbyt często widzi się próbę ich ograniczania drugiemu rodzicowi, a nie uporządkowania życia wszystkich zaangażowanych (matki, ojca i dzieci).

Opisane uprzedzenia, przekonania czasem widoczne w orzeczeniach sądów nie wiszą w próżni, lecz tworzą ciekawy socjologiczny ornament dla danych, którymi dzieli się z nami Ministerstwo Sprawiedliwości. Wynika z nich, że procesy rozwodowe widziane od chwili zarejestrowania sprawy w sądzie pierwszej instancji do wydania wyroku trwały średnio 7,4 miesiąca (w 2015 r.), co w porównaniu z danymi z 2012 r. świadczy o ich wydłużeniu (średni czas trwania to 6,6 miesiąca). Co istotne, w 2013 r. czas rozpoznania sprawy wynosił 6,8 miesiąca, a w 2014 r. – 7,2 miesiąca. Warto mieć jednak świadomość, że liczby nie różnicują spraw rozwodowych na te, w których rozstrzygana jest kwestia winy, i te, w których strony są zgodne co do rozwodu. Tymczasem to właśnie ta kwestia zmienia postrzeganie średniego czasu trwania sprawy rozwodowej w podobnym stopniu jak refleksja, że statystyczna liczba nóg człowieka jadącego na koniu wynosi trzy. Nie jest więc już tak wesoło.

Rozwody, w których osią sporu jest wina, potrafią trwać latami, zaś rozpoznanie ich przez obie instancje nie pozwala czasem na definitywne zakończenie związku przed upływem dekady. Słuchanie wielu świadków, choćby mieli zeznawać na te same (nawet przyznane przez stronę) okoliczności, których zeznania sądy dopuszczają także (trudno nie odnieść takiego wrażenia) dla własnego komfortu i ustrzeżenia się przed zarzutami apelacji, wielomiesięczne, czasem nawet roczne oczekiwanie na wydanie przez opiniodawcze zespoły sądowych specjalistów opinii w sprawie wspólnych małżeńskich dzieci, rozprawy zdejmowane z wokandy na ostatnią chwilę albo wywoływane jedynie po to, by przekazać uczestnikom postępowania, że wezwania dla świadków zostały nieprawidłowo nadane – wszystko to tworzy skomplikowaną mozaikę powodów, dla których wiele rozwodów trwa dłużej niż wspólne pożycie.

Mimo to ustawodawca nie dostrzega, jak dotąd, potrzeby wprowadzenia zmian legislacyjnych, by ludzie, którzy faktycznie się rozstali, nie mieli poczucia prowadzenia ze współmałżonkiem niemalże partyzanckiej wojny o to, kto się da lub nie da przyłapać na niewierności.

Rodzina zawsze pod ochroną

Nie ma wątpliwości, że rodzina – niezależnie od tego, czy rozumiemy ją w sposób tradycyjny czy dopuszczamy możliwość rozszerzenia podstawowego modelu – zasługuje na ochronę i wsparcie. Nade wszystko zaś na zrozumienie, iż nie może być traktowana w oderwaniu od kierunku, w jakim zmierza społeczeństwo. Obecne regulacje materialnoprawne (brak małżeństw jednopłciowych), możliwości procesowe (nie mylić z gwarancjami!) pozwalające na prowadzenie wieloletnich sporów, których czas nie przesądza o wnikliwym i prawidłowym ustaleniu stanu faktycznego, i rzeczywisty obraz wymiaru sprawiedliwości z bagażem jego uprzedzeń nie sprzyja niczemu – ani utrzymaniu rodzin, ani ich tworzeniu na nowo.

Byłoby dobrze, gdyby ustawodawca był łaskaw to dostrzec.

Autorka jest adwokatką, założycielką prawniczego bloga www.pokojadwokacki.pl

Małżonkowie mają równe prawa i obowiązki w swym związku. Są obowiązani do wspólnego pożycia, wzajemnej pomocy i wierności oraz do współdziałania dla dobra rodziny, którą założyli. Kwestia ta nie ulega wątpliwości ani na gruncie ustawy (art. 23 kodeksu rodzinnego i opiekuńczego), ani orzecznictwa, w którym często podkreśla się, że te oraz inne powzięte przez małżonków zobowiązania i obietnice – niezależnie od późniejszego faktycznego rozpadu relacji –zachowują aktualność aż do prawomocnego rozwiązania małżeństwa przez rozwód. W konsekwencji – na gruncie przepisów i praktyki sądowej małżonkowie, choćby nie łączyło ich już niemal nic ponad wpisy w aktach stanu cywilnego, co do zasady nie mogą ułożyć sobie życia na nowo, założyć rodziny czy po prostu – normalnie żyć. Często bowiem pouczani są przez swoich prawników (skądinąd słusznie), że zamieszkanie z inną osobą, spłodzenie z nią potomstwa czy choćby upublicznienie informacji o nowym związku na sprawie rozwodowej może być odczytane jako zachowanie podrywające autorytet zdradzanego małżonka, a tym samym wobec niego nielojalne i świadczące (trudno się nie zgodzić) o niewierności.

Pozostało 82% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Siemiątkowski: Szkodliwa nadregulacja w sprawie cyberbezpieczeństwa
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Czy wolne w Wigilię ma sens? Biznes wcale nie musi na tym stracić
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Awantura o składki. Dlaczego Janusz zapłaci, a Johanes już nie?
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Trzy wnioski po rządowych zmianach składki zdrowotnej
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Rząd wypuszcza więźniów. Czy to rozsądne?