Nawet jeśli w wielu sądach ławnicy są traktowani jak piąte koło u wozu czy zbędna dekoracja, publiczne podkreślenie tego faktu na pewno nie podniesie morale tych ludzi, zaniedbanych przez system. Wielu z nich to społecznicy, ludzie autentycznie zaangażowani, a porównywanie ich przez resort do paprotki może być wręcz upokarzające. Nie wiem, czy o to chodziło Ministerstwu Sprawiedliwości, chociaż dotknęło w ten sposób bardzo poważnej kwestii – udziału obywateli w sądzeniu.
Czytaj więcej
Skoro "akcja paprotka" ma ocieplać wizerunek ławnika, to w ramach dbania o wizerunek adwokatów i radców prawnych proponuję "akcję papuga". Efekt będzie równie powalający.
Dlaczego sędziowie nie chcą społecznej kontroli
Skonstruowany po 1989 r. system nie tylko nie przywiązywał do tej kwestii wagi, ale wręcz skłaniał do kastowości środowiska sędziowskiego. Jakikolwiek zewnętrzny wpływ na orzekanie z definicji traktowano jako zamach na nietykalność. Powstał zamknięty krąg ludzi odizolowanych od społeczeństwa, obcych, których decyzji przez lata nie wolno było nawet krytykować. Sprawiedliwość proceduralna, która do dzisiaj jest zmorą większości sądów, nie wzięła się znikąd. Wzięła się właśnie z tego oderwania od rzeczywistości.
Ławnicy zostali sprowadzeni do rangi zła koniecznego, nieistotnego elementu procesu, dekoracji
Ławnicy, którzy realizują konstytucyjny art. 182, gwarantujący udział obywateli w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości, mieli być teoretycznie dopływem świeżego powietrza, spojrzeniem innym niż z proceduralnej wieży z kości słoniowej. To nie budziło entuzjazmu sędziów, którzy widzieli w nich swoiste wotum nieufności, zamach na niezawisłość. Ludzie ci zostali sprowadzeni do rangi zła koniecznego, dekoracji, nieistotnego elementu procesu, który – skoro już musi być – nie powinien przeszkadzać. Tak sformatowany został przez lata urząd ławnika.