PiS przez ostatnie dwa lata zmagał się z bardzo formalistycznym podejściem Komisji Europejskiej do zapisów tzw. kamieni milowych, które miały uruchomić miliardy z KPO. Gwarantem dla Brukseli, że praworządność w Polsce jest przywracana, a sądy niezależne, byłaby uzgodniona z UE nowelizacja ustawy o Sądzie Najwyższym zmieniająca sędziowski system dyscyplinarny oraz przywrócenie do pracy zawieszonych sędziów. Ten drugi warunek został spełniony, pierwszy utknął w Trybunale Konstytucyjnym na początku roku, bo w wyniku wewnętrznego klinczu TK nie mógł się zebrać, aby zbadać wątpliwości prezydenta w sprawie noweli ustawy o SN. W tym tygodniu Trybunał uznał część przepisów za niekonstytucyjne, topiąc ustawę, ale jednocześnie otworzył drogę do prac nad nowymi rozwiązaniami.
Wydawało się, że taki obrót spraw utrudni Donaldowi Tuskowi spełnienie jednej z najważniejszych obietnic składanych jeszcze przed wyborami. Podczas wtorkowego exposé nowy premier wyprowadził wszystkich z błędu, z dużą pewnością deklarując, że bardzo szybko przywiezie pieniądze z Brukseli. Już w środę ruszył w swoją pierwszą rządową podróż na szczyt Rady Europejskiej, której efekty mają potwierdzić, że jego deklaracje nie były bez pokrycia.
Czytaj więcej
Ministrowie finansów krajów UE zatwierdzili w piątek zaliczkę w wysokości pięciu miliardów euro dla Polski ze zmienionego Krajowego Planu Odbudowy.
Wydaje się, że Tusk dopnie swego, gdyż Komisja Europejska zaczęła inaczej postrzegać Polskę, widząc w byłym szefie RE sojusznika i postać wiarygodną. Premier uzyska dostęp do funduszy, składając deklarację, że uruchomi proces przywracania niezależności systemu sprawiedliwości w Polsce. Wypełnienie tej deklaracji spocznie na prof. Adamie Bodnarze, nowym ministrze sprawiedliwości, dla którego Tusk przewidział szczególną rolę.
Były rzecznik praw obywatelskich rozmawiał już o tym z unijnymi komisarzami. Najpewniej w pierwszym kroku zamierza wykorzystać wszelkie uprawnienia ministra sprawiedliwości, aby proces przywracania praworządności rozpocząć bez konieczności szybkich zmian ustawowych, które z uwagi na rolę prezydenta w procesie legislacyjnym mogą być trudne.