Podejmujemy dwa wzajemnie ze sobą powiązane problemy. Po pierwsze, co powoduje, że elita partii, która zdobywa większość parlamentarną, może w sposób nieodpowiedzialny psuć konstytucyjne podstawy państwa, państwo to niejako skolonizować i wykorzystywać w prywatnym interesie. Po drugie, jak można swobodę tę ograniczyć przez utrudnienie wprowadzenia zmian ustrojowych i wzmocnienie mechanizmów rozliczalności polityków z ich działań.
Aktywność w partii
Najpewniejszym sposobem materialnego „ustawienia się” w Polsce nie jest, a przynajmniej dotąd nie była, gospodarcza działalność na rynku czy rzetelna kariera zawodowa, jest nim aktywność w partii politycznej, która ma wystarczające poparcie, by wejść do obozu władzy. Pewien poseł Nowej Lewicy zauważył niedawno, że cała kohorta członków i członkiń zarządów i rad nadzorczych spółek Skarbu Państwa pakuje teraz walizki. W domyśle można dodać, „by ustąpić miejsca działaczom partii wchodzących w skład nowej koalicji rządowej”. Obok tego przedmiotem podziału wpływów staną się ministerstwa, rozmnożone narodowe fundusze i urzędy centralne, a wymiana personelu nie ograniczy się do najwyższych stanowisk, lecz obejmie dyrektorów departamentów i ich zastępców, a także kierownictwa innych podmiotów publicznych, w tym mediów. Zauważmy, że w dyskusji przedwyborczej i programach partii nie przebiła się potrzeba budowy profesjonalnej służby cywilnej, ani doraźnie pilnych szkoleń nominantów na kierownicze stanowiska w administracji rządowej lub spółkach Skarbu Państwa.
Czytaj więcej
Odżył temat podziału władzy. I bardzo dobrze. Jeszcze lepiej by było, gdybyśmy przy okazji uświadomili sobie, na czym on polega, do czego jest potrzebny i czy aby na pewno dopiero PiS go naruszył.
W grę wchodzą tysiące stanowisk, o które przy upadku kultury politycznej ubiegać się będą, z natury rzeczy, ludzie z partii u władzy i ich rodziny bez względu na kwalifikacje i doświadczenie. Różnica między „starym” a „nowym” prawdopodobnie polegać będzie na tym, że o ile dotąd decyzje w sprawach personalnych oraz kierunków polityki podejmowano głównie jednoosobowo, obecnie będą raczej przedmiotem decyzji kolegialnych: najpierw na poziomie koalicjantów o podziale wpływów, co właśnie ma miejsce, a następnie na poziomie kierownictw partii.
Dotychczasowy obraz polityki kadrowej, a raczej chaosu w tej dziedzinie, odpowiada określeniu „państwo partyjne”, którego Stephen Skowronek, amerykański politolog, profesor UCLA, użył wobec ustroju Stanów Zjednoczonych drugiej połowy XIX w. Cechą definicyjną takiego państwa jest zawłaszczenie całej jego przestrzeni organizacyjnej jako łupu (spoils) do podziału między uczestników zwycięskiego obozu. Pokonanie oporów partii politycznych i znaczące ograniczenie obszaru łupów zajęło w Ameryce kilkadziesiąt lat. Państwu partyjnemu Skowronek przeciwstawił normatywną wizję ustroju: państwo jest nie tylko układem instytucji i procedur, jest też przedsięwzięciem intelektualnym. Rutynowa praca rządu ma charakter umysłowy, a zdolności intelektualne, jakimi dysponuje w zakresie rozwiązywania problemów i innowacji, mają dla funkcjonowania państwa znaczenie krytyczne. Jest to tym bardziej ważne dziś. W interesie ogólnym jest więc ograniczenie kompetencji rządzących i rozliczalność rządów.