Pierwsze wnioski i przemyślenia już są: zdalne nauczanie wymuszone przez pandemię Covid przyniosło skutek w postaci obniżenia poziomu nauczania. Na pewno coś w tym jest, ale przecież to nie cała odpowiedź i warto poszukać jej głębiej.
Znajoma radczyni prawna prowadzi niedużą kancelarię. Postanowiła zatrudnić w niej prawnika. Młody człowiek dopiero w tej kancelarii zetknął się na żywo z apelacją, którą miał napisać. Dowiedział się, jak ważne jest pilnowanie terminów. Na studiach ani razu go o to nie proszono na zajęciach z jakiegokolwiek przedmiotu. Czy naprawdę tak trudno wykładowcom znaleźć praktyczne przykłady do przerobienia na ćwiczeniach?
Czytaj więcej
Tylko 42 proc. zdających pozytywnie przeszło testy. Uczelnie winią za to zajęcia na odległość.
Od lat powtarzają się sygnały, płynące i z prawniczych samorządów i od samych praktyków, że poziom wiedzy absolwentów wydziału prawa startujących na aplikacje jest mniej niż zadowalający. Wciąż uczelnie i prawnicze samorządy nie porozumiały się co do tego, jaki powinien być prawnik. Owszem, nie tylko korporacje są tym zainteresowane i nikt nie powiedział, że po studiach trzeba być adwokatem albo radcą prawnym. Sędziowie, prokuratorzy, notariusze, doradcy podatkowi, komornicy, urzędnicy państwowi i samorządowi także powinni dostać na studiach narzędzia do pracy, ale także zostać należycie ukształtowani. Między magistrem prawa a prawnikiem jest bowiem wielka różnica.
Z drugiej strony, może to nie jest nic złego, że na prawnicze aplikacje nie dostają się wszyscy chętni. Ten rynek jest już bardzo nasycony i nie sposób odgadnąć, jak wielu jeszcze przyjmie adwokatów i radców prawnych. Można być prawnikiem bez tych szczególnych uprawnień. W interesie samorządów powinno być selekcjonowanie najlepszych. A uczelnie? Z jednej strony poddane nowym metodom oceniania zajęć przez ministerstwo, z drugiej muszą pozostać atrakcyjne dla nowych studentów. Właśnie teraz mają właśnie najlepszą szansę na zmianę myślenia o tym, jakich absolwentów chcą wypuszczać w świat.