Przyglądając się debacie adwokackiej towarzyszącej kampanii wyborczej do organów samorządu, można odnieść wrażenie, że życiowe, zawodowe, rodzinne i nomenklaturowe problemy kobiet stały się w tym gorącym okresie przedmiotem szczególnej uwagi środowiska.
Choć na co dzień poruszanie tych zagadnień więcej osób skłania do parsknięcia śmiechem niż rozważenia inicjatywy ustawodawczej objęcia prawną ochroną, obok tytułu zawodowego „adwokat", także „adwokatki", niemal z dnia na dzień w ostatnim czasie okazuje się, że używanie tego słowa jest jednak musem, a nie obciachem, a omawianie wyzwań stojących przed kobietami w kontekście łączenia przez nie obowiązków domowych i pracy to naturalna sprawa, a nie wyborcza zagrywka.
Czytaj także:
Joanna Parafianowicz: Kobieta musi udowodnić swoją wartość
Trudno byłoby zaprzeczyć, że zagadnienie faktycznej, a nie wyłącznie formalnej równości nie tylko w samorządzie adwokackim jest przedmiotem mojej uwagi, a zarazem tematem publikacji. Mam zatem świadomość, z jakim odbiorem temat się ten spotyka w przerwach pomiędzy kampaniami wyborczymi, jaki budzi opór i skłonność do wywodzenia, że nie ma żadnych przeszkód, aby kobiety pełniły ważne funkcje w adwokaturze.