Ustrój Rzeczpospolitej Polskiej, a w szczególności wymiaru sprawiedliwości, zostanie trwale zmieniony. Powiem więcej: nigdy już nie wróci do kształtu, jaki obowiązywał dotychczas.
Po pierwsze dlatego, że żądanie zmiany dotychczasowego systemu cieszy się poparciem istotnej części społeczeństwa, choć zapewne część nie zdaje sobie sprawy, ku czemu zmierzają, a część nie popiera zmian proponowanych przez rządzących.
Po drugie, dlatego że dotychczasowy ustrój nie wytworzył prawnych, politycznych i obywatelskich zabezpieczeń przed jego niekonstytucyjną zmianą. Doprowadził do sytuacji, w której dzisiaj się znaleźliśmy. Ustrój nieefektywny musi zostać zmieniony, dlatego nie będzie już powrotu do status quo ante. To samo dotyczy wymiaru sprawiedliwości. Erodował on przez lata. Przez wzajemne zazdrości i niechęci środowiska sędziowskie, adwokackie i radcowskie oddalały się od siebie. Wielu sędziów traktowało strony i ich pełnomocników jak uprzykrzonych petentów, a wielu adwokatów szukało wymówek dla swoich słabych umiejętności w rzekomych układach pomiędzy innymi adwokatami a sędziami. Wielu prokuratorów z kolei, w imię własnej wygody, pozostawało obojętnych na nawet najbardziej oczywistą krzywdę ludzką. Środowisko sędziów Sądu Najwyższego, postulując ograniczenie prawa do skargi kasacyjnej oraz wprowadzenie grupy adwokatów-kasacjonistów, oddalało się od społeczeństwa i środowiska adwokacko-radcowskiego. Podobnie Trybunał Konstytucyjny, ograniczający na drodze orzeczniczej prawo do skargi konstytucyjnej, obniżał swój autorytet i wpływ na bieżące wydarzenia.
Do tego należy dołożyć polityków niemal wszystkich frakcji, którzy uczynili sobie z prawników wygodnych chłopców do bicia.
Dlaczego o tym piszę? Nie dlatego, że popieram obecne zmiany. Nie dlatego również, że lubię płakać nad rozlanym mlekiem. Nie lubię.