Jak pokazują doświadczenia konstytucjonalizmu amerykańskiego i wielu innych państw, na dyskusję o kompetencjach organów konstytucyjnych i ich granicach zawsze jest dobry czas. Nie tylko wtedy, kiedy – jak pisze nasz adwersarz dr Krzysztof Szczucki – przez media przetacza się burza dotycząca osoby sprawującej funkcję publiczną. W takich okolicznościach zwykle trudniej tylko o naukowy dystans. Pomysły zrodzone obok politycznych sporów nie zawsze ściśle odpowiadają literze konstytucji. Uczuleni doświadczeniami ostatnich kilku lat, postanowiliśmy się odnieść do argumentów podniesionych w tekście „Poprawmy urząd rzecznika" („Rzeczpospolita" z 26 czerwca 2019 r.).
Świadectwa urodzenia?
Przede wszystkim nie przekonuje nas argument „złego urodzenia" ustawy o rzeczniku praw obywatelskich, którą uchwalono w 1987 r. Był to jeden z sukcesów Solidarności i ważnych etapów polskiej transformacji konstytucyjnej. Niezależnie od bieżących sporów nie powinniśmy się jej wstydzić jako konstytucjonaliści, o czym przypomniał nam niedawno wybitny historyk Timothy Garton Ash, porównując polską transformację i chwalebną rewolucję w Wielkiej Brytanii („Polska, Europa: od »chwalebnej rewolucji« 1989 do kryzysu Unii 2019"). Rewolucyjne zmiany dotyczące całych instytucji wiążą się z kosztami finansowymi i mogą powodować czasowe zaburzenia funkcjonowania organów państwa, dlatego powinny być poprzedzone poważnym namysłem legislacyjnym oraz uzasadnione okolicznościami. Ponadto, wartością konstytucyjną jest stabilność i przewidywalność prawa. Zapewnia się ją m.in. poprzez unikanie zbędnych i częstych zmian ustawowych, w tym modyfikacji kosmetycznych. Każda bowiem, nawet najdrobniejsza zmiana ustawy wywołuje zawsze wątpliwości interpretacyjne. Inne rozumowanie zmuszałoby do uchwalania najważniejszych ustaw przy każdej kolejnej istotnej zmianie politycznej w kraju. Ponadto, powołując się na „symboliczną" potrzebę zmiany prawa, powinniśmy odrzucić cały kodeks cywilny (1964), kodeks postępowania administracyjnego (1960) albo – szczególnie cenione za zwięzłość i funkcjonalność – prawo wekslowe (1936). Argument symboliczny dr Szczuckiego nosi w sobie rewolucyjny potencjał. Czy idąc tym tropem należałoby raz jeszcze gruntownie zreformować wszystkie „źle urodzone" instytucje, np. Trybunał Konstytucyjny i Naczelny Sąd Administracyjny?! Bliższe nam, konserwatywne spojrzenie na prawo zmusza do stwierdzenia, że ustawy o RPO nie należy zmieniać, skoro jest zgodna z konstytucją i spełnia swoją funkcję.
Czytaj też: