Pewnie taką drogę powinien wytyczyć parlament, uchwalając stosowną ustawę – ale tego nie zrobił. A gdybynawet, to też niezadowoleni kierowaliby się do tego czy innego sądu. Przy tak trudnym problemie i wielu przypadkach oczywistego pokrzywdzenia frankowiczów naturalne są pozwy i procesy kredytobiorców z bankami, którymi teraz musi zająć się Sąd Najwyższy.
Nie trzeba przypominać, że uchwała SN może ułatwić i przyśpieszyć rozstrzyganie tych spraw, których jest w sądach ponad 30 tys., ale dotyczących dużo więcej frankowiczów z rodzinami, w tym i z dziećmi. A przede wszystkim musi powiedzieć stronom, na co mogą liczyć, przeciąć przedłużający się stan niepewności zwłaszcza frankowiczów i ich rodzin. Nie dziwi mnie więc zbytnio, że wśród instytucji, do których skład całej Izby Cywilnej SN zwrócił się o zajęcie stanowiska, jest obok RPO, rzecznika finansowego, KNF i prezesa NBP także rzecznik praw dziecka. Ani to, że SN uczynił to dopiero teraz, gdyż sąd do ostatniej chwili przed wydaniem orzeczenia może uzupełniać materiał, zbierać opinie. Liczy się końcowy efekt.
Kilkugodzinne posiedzenie starych sędziów z nowymi za jednym stołem rokuje choćby elementarne zasypanie podziałów. Bo jakkowiek ważny byłby spór o praworządność i reformy, ważniejsza jest bieżąca praca sądów i SN.
Bo życie stawia wyzwania – także przez sądami, i wysuwa na czoło prawdziwie ważne sprawy.