Przede wszystkim na superministra wyrósł Zbigniew Ziobro, który łączy funkcję ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Sprawnie zmienił strukturę prokuratury, powymieniał jej szefów, jednych awansował, innych zdegradował… Ci ostatni skarżą się teraz do Strasburga, więc kolejny rozgłos na arenie międzynarodowej mamy murowany! A że wiadomo, iż ten kto trzyma kasę, ten ma władzę - minister postanowił podporządkować sobie także dyrektorów sądów, czyli sądowe finanse. Jestem pewna, że w kwestii podporządkowywania, Zbigniew Ziobro nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Mijający rok to także walka rządu z sędziami. Dowiedzieliśmy się, że to „banda kolesi”, stąd więc zapewne rozmaite pomysły, które mają ją zdyscyplinować – jawne oświadczenia majątkowe, surowe kary dyscyplinarne, specwydział w Prokuraturze Krajowej zajmujący się przestępczością (przede wszystkim korupcyjną) sędziów i prokuratorów. Do tego – 200 wakatów sędziowskich, których minister – nie wiedzieć czemu - nie spieszy się obsadzać. Tak więc jest co robić, ale nie ma kim…
Jednak ustawą, na którą przede wszystkim czekają sędziowie, jest nowe Prawo o ustroju sądów powszechnych. Sędziowie obawiają się, że planowane spłaszczenie struktury sądów okaże się „miotłą” na prezesów. Tak oczywiście może być, ale wcale nie musi.
Generalnie trudno oprzeć się wrażeniu, że rząd bardziej zajmuje się sędziami, niż usprawnieniem wymiaru sprawiedliwości. To ostatnie jest dużo ważniejsze, a nie widać, póki co, rozwiązań, które przyspieszyłyby rozpoznawanie przez sądy naszych spraw. Tymczasem – zapewniam - przeciętny Polak jest bardziej zainteresowany własną sprawą (sądową) niż bojami o Trybunał Konstytucyjny.
Ostatni rok to też sporo projektów nowych ustaw. Nie zawsze trafionych. Rząd zdążył podpaść przedsiębiorcom nie tylko pomysłami na wprowadzanie do firm przymusowych zarządów, podatkiem od handlu czy traktowaniem wyłudzenia VAT jako zbrodni (nawet 25 lat pozbawienia wolności!) ale ostatnio – przede wszystkim - niejasnymi informacjami dotyczącymi planowanych zmian w podatkach. Zlikwidowanie podatku liniowego byłoby fatalne nie tylko dla całej rzeszy samozatrudnionych, ale również większych spółek osobowych, które rozliczają się w takiej formie.