Jest środa 9 października 2019 r. Na skutek decyzji Stanów Zjednoczonych Turcja rozpoczyna naloty i ostrzał artyleryjski miast w północnej i wschodniej Syrii. Na celowniku, oprócz składów broni i bunkrów, znajdują się domy, piekarnie, szkoły i świątynie. Napadnięci, pozbawieni lotnictwa i ciężkiego sprzętu, bronią się, lecz liczba zabitych i rannych rośnie z każdą godziną. Władze tureckie nawet nie ukrywają, że rzeczywistym celem „uderzenia wyprzedzającego" pod nazwą „Źródło pokoju" są czystki etniczne i masowe wypędzenia. Już po trzech dniach walk do uchodźstwa zmuszono ok. 200 tys. ludzi. Organizacja Narodów Zjednoczonych i uznane instytucje pozarządowe alarmują o zagrożeniu ludobójstwem.
Na jednym z setek filmów opublikowanych w dniu rozpoczęcia inwazji siedmioletnia dziewczynka apeluje: „Proszę, my potrzebujemy tylko żyć. Proszę, zatrzymajcie tę wojnę". Trzy dni później na drodze między Kamiszli a Rakką operujące pod komendą turecką oddziały islamistów zatrzymują samochód z Hevrin Khalaf, liderką jednej z kurdyjskich partii politycznych. Pierwsze doniesienia mówią, że kobieta została zastrzelona. Kilka godzin później okazuje się, że została kolejno: postrzelona, zgwałcona, ukamienowana, a następnie odcięto jej głowę. Na nagraniu umieszczonym w sieci przez bandytów słychać, jak przed śmiercią prosi, by oszczędzić jej kierowcę i ochroniarza.
Bezczynny świat
W tym samym czasie na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ trwa żenujący spektakl z udziałem państw Zachodu, Rosji i Chin, które spierają się o treść rezolucji potępiającej działania zbrojne. Ostatecznie, decyzją Rosji i Stanów Zjednoczonych, projekt rezolucji upada. Mogłoby się wydawać, że wobec tego jedynym organizmem politycznym zdolnym do, jeśli nawet nie działania, to chociaż nazwania rzeczy po imieniu, jest Unia Europejska. Nic z tych rzeczy. Jeszcze dzień wcześniej rezolucję europejską storpedowały Węgry.
Mijają kolejne dni. Giną ludzie. Kurdowie błagają o blokadę strefy powietrznej i uniemożliwienie Turcji bombardowania miast. Świat pozostaje bezczynny. Zajęci swoimi sprawami politycy milczą albo wydają zdawkowe komunikaty. Dopiero w niedzielę Kościół wspomina o potrzebie modlitwy. Głucha cisza panuje na uniwersytetach. Protestują środowiska lewicowe, humaniści, przyjaciele Kurdów, lecz jest ich za mało. Temat wybrzmiewa co prawda w telewizji amerykańskiej, lecz gdyby nie wewnętrzne spory polityczne, zapewne byłoby inaczej.
Wreszcie w niedzielę wieczorem dowództwo broniących się podaje wiadomość. Za pośrednictwem Rosjan zawarto porozumienie z prezydentem Al-Asadem. Wojsko syryjskie wejdzie do baz dotychczas zajmowanych przez Amerykanów, a Turcji pozostanie wyhamować ofensywę. W tej samej chwili staje się jasne, że setki żołnierzy i cywilów musiały zginąć, bo mocarstwa redefiniowały swoje strefy wpływów.