Rządzący partyjny triumwirat poświęcił w czasie już pięcioletnich rządów ogromną energię na umocnienie swej władzy oraz zabezpieczanie się na wypadek jej utraty. Kosztem utrwalonych demokratycznych instytucji i standardów, przy użyciu zasobów państwa, PiS wraz ze swymi akolitami skupili się na utrwalaniu swojej politycznej dominacji. Wiele też zniszczyli w wymiarze relacji społecznych. Przed kolejnymi wyborami – tym razem zdecydowanie „pseudowyborami” – nastał czas, by opozycyjni kandydaci, a w ślad za nimi ich partie i środowiska polityczne, wyrazili w końcu kategoryczny sprzeciw wobec hucpy uprawianej przez rządzących i odmówili udziału w wyborach prezydenckich.
Zacznijmy jednak od krótkiej, krytycznej analizy dotychczasowych poczynań opozycji, by następnie przejść do tego, co nie tylko może ją „zrehabilitować”, ale i stworzyć dla niej nową szansę na zmianę układu sił w Polsce. Po pierwsze, wszystkie partie opozycyjne wobec PiS uwikłały się w populistyczny sposób definiowania i uprawiania polityki. Nie potrafiąc przełamać tego schematu, przekonać o jego fałszywości, błędności i niebezpieczeństwa dla życia społeczno-politycznego i państwa, w istocie przystały na warunki narzucone przez Kaczyńskiego. To załamało efektywność opozycji.
Fałszywa racjonalność
Współcześni populiści nauczyli się realizować swoją politykę, a w istocie dążenie do zwiększenia zakresu władzy i przywilejów poprzez pozorowanie demokracji. Populiści u władzy będą działać przeciw demokratycznym standardom i instytucjom, a zarazem podawać się za najszczerszych demokratów, gorących orędowników idei demokratyzmu; będą negować społeczną i polityczną różnorodność, a jednocześnie będą robić z siebie prawdziwych pluralistów; będą niszczyć prawo, a przy tym opowiadać się za praworządnością i konstytucją, wprowadzą na urzędy figurantów, którzy potwierdzą szczerość intencji swych politycznych mocodawców.
Populiści wytwarzają pozorną, fałszywą racjonalność polityczną, wynikającą zresztą z zupełnie zmanipulowanego obrazu rzeczywistości. Stanowi ona pułapkę, w którą wpadła opozycja. Przez ostatnie cztery lata nigdy jednoznacznie i konsekwentnie nie odcięła się ona od tej zaczarowanej pseudopolitycznej narracji i przestrzeni, którą PiS tworzy. Dlaczego? Bo trzeba wygrać wybory. Co jednak z tożsamością opozycji i jej wiarygodnością w obliczu silnego konfliktu społeczno-politycznego, pogłębiającego się podziału w polskim społeczeństwie oraz kryzysu polskiej demokracji?
Po drugie, kryzys poparcia dla opozycji nie wziął się znikąd. W obliczu bardzo poważnej sytuacji w kraju – poważniejszej, niż przedstawia to zafałszowana racjonalność polityczna – opozycja nie potrafiła wypracować (przez ponad cztery lata!) porozumienia w sprawie kierunków i celów wspólnego działania. Powtórzmy: wspólnego. Liche przywództwo PO i PSL doprowadziło do absurdalnych przedwyborczych układów politycznych; przywództwo na lewicy dopiero się wykluwa. Znowu wiele mówiono o różnicach/zbieżnościach programowych, ale czy naprawdę to jest teraz najważniejsze? Co jeszcze musi się stać, żeby siły polityczne choćby na moment przezwyciężyły swój partykularyzm?