Paweł Łepkowski: Legendarny niemiecki porządek dzisiaj jest już tylko wspomnieniem

My, Polacy, mamy wciąż zakodowane przekonanie, że Niemcy to kraj wyjątkowej organizacji, porządku i praworządności. Nic bardziej mylnego. Wystarczy odwiedzić niektóre niemieckie metropolie, by przekonać się, że to tylko mit.

Publikacja: 26.08.2024 20:13

Dworzec centralny we Frankfurcie nad Menem

Dworzec centralny we Frankfurcie nad Menem

Foto: Paweł Łepkowski

Niemcy znam dość dobrze. Nie pamiętam ile razy byłem w tym kraju przed jego zjednoczeniem i po zjednoczeniu. W latach 80. XX wieku zarówno Berlin Zachodni, jak i miasta obu państw niemieckich robiły na nas Polakach duże wrażenie. Na tle polskiej szarzyzny taki Hamburg czy Frankfurt nad Menem wydawały się metropoliami łączącymi amerykański rozmach i niemiecką schludność. Uwielbiałem wędrować przez Góry Harzu, u podnóża których były rozsiane niezwykle czyste wsie i miasteczka.

Jeszcze na początku XXI wieku Niemcy były dla nas, Polaków, synonimem gospodarczej potęgi, stabilności politycznej, ładu publicznego i praworządności. Było w tym oczywiście wiele przesady i typowo polskiego kompleksu zaścianka. Mamy bowiem szczególną skłonność do nieustannego porównywania się do innych, co jest także i zaletą, bo przecież zawsze chcemy się równać do najlepszych i najbogatszych. Dzięki temu nie spoczywamy na laurach, stale poprawiając realia naszego życia. Ale to niestety także szczególna wada, przez którą tkwimy w nieustannym przekonaniu, że jesteśmy z jakichś przyczyn narodowych mniej zdolni i mniej zorganizowani.

Czytaj więcej

Marek A. Cichocki: Po wyborach we wschodnich landach to będą zupełnie inne Niemcy

A przecież ten ohydny polski kompleks brzydkiego kaczątka to wirus zainfekowany nam przez naszych dawnych okupantów. Historia Polski dowodzi szczególnych zdolności tego narodu do samoorganizacji w obliczu zagrożenia biologicznego lub kulturowego. Ostatnie trzy dekady dowiodły także, że w czasach pełnej suwerenności potrafimy doskonalić, unowocześniać i modernizować nasz kraj z siłą i przekonaniem, którego brakuje już naszym zachodnioeuropejskim sąsiadom.

Liczne wędrówki po Europie odarły mnie ze wszystkich złudzeń. Nasz kontynent stał się wieloetnicznym tyglem, który zaczyna tracić swoją tożsamość kulturową. Stereotypy, którymi posługiwaliśmy się do niedawna między innymi w ocenie Brytyjczyków, Niemców, Hiszpanów czy Francuzów, ale także Rumunów, Bułgarów, Słoweńców czy Chorwatów są dzisiaj nieaktualne i przebrzmiałe.

Niemiecki „Ordnung” – a co to jest?

Szczególnie widać to w odniesieniu do Niemiec, które w mojej opinii nie są już wzorem organizacji i porządku. Dwudniowy przestój we Frankfurcie nad Menem w podróży między Paryżem i Berlinem był dla mnie w tym roku jak zimny prysznic. Centralny dworzec kolejowy miasta, będącego jednym z najważniejszych ośrodków gospodarczych Niemiec, nie przypomina pod względem panującego tam bałaganu nawet najgorszych dworców z czasów PRL. Poniszczone i niezamykające się schowki na bagaże, brudne perony i toalety, zaczepiające pasażerów prostytutki narkomanki, liczni bezdomni czy aroganccy pracownicy informacji kolejowej, którzy ledwie mówią po angielsku – to tylko początek długiego opisu tego miejsca, idealnej wizytówki swojego miasta, o którym niewiele lepiej można napisać.

Stereotypy, którymi posługiwaliśmy się do niedawna między innymi w ocenie Brytyjczyków, Niemców, Hiszpanów czy Francuzów, ale także Rumunów, Bułgarów, Słoweńców czy Chorwatów są dzisiaj nieaktualne i przebrzmiałe

Dwa lata temu spędziłem we Frankfurcie kilka dni, wynajmując apartament przy jednej z centralnych ulic miasta. Piątkowy wieczór w centrum wspominam jako noc grozy. Podobnie jak w Zurychu, Amsterdamie czy Brukseli, ulice Frankfurtu zalały grupki pijanej i znarkotyzowanej młodzieży, niosące głośniki ogłuszające przechodniów najnowszymi przebojami tureckimi czy arabskimi. Chaos, bałagan, awantury uliczne, agresywne zaczepki, zaśmiecone, brudne ulice i nie lepsze lokale publiczne – to podsumowanie nocy w centrum Frankfurtu.

Ale to nie jest jedynie obraz stolicy Hesji. Podobnie jest w wielu europejskich i niemieckich miastach. Na berlińskiej Unter der Linden widziałem szczury, przy których ich krewniacy z nowojorskiego metra wyglądają jak myszki polne. W centrum Brukseli w brudnych kocach i śmierdzącej pościeli pokotem na bruku śpią bezdomni imigranci z Afryki.

Regres Niemiec. To nie tylko wina imigrantów

Ale czy to wyłącznie wina polityki imigracyjnej? Nie sądzę. Niemcy i ich europejscy sąsiedzi zapuścili się w obszarach, które z imigrantami nie mają większego związku. Na przykład niegdyś legendarna punktualność niemieckiej kolei to kolejny przykład cywilizacyjnego regresu. Wydaje się, że przewoźnicy DB mają inne poczucie czasu niż pasażerowie.

Nie mam też najlepszej opinii o niemieckiej infrastrukturze turystycznej i usługach. Zresztą to dotyczy całej Europy Zachodniej. Kiepskie hotele i motele, niska kultura personelu, fatalne i byle jakie wyżywienie powodują, że jedyną alternatywą staje się wynajem prywatnych apartamentów. Ale i w tym wypadku doświadczenia naszych turystów bywają bardzo negatywne.

Czytaj więcej

Gdzie jest nasza Europa

Porównując ofertę turystyczną na wschód i zachód od Odry, ja wolę tę na wschód. Zarówno ceny, jak i jakość oferty turystycznej w dawnych krajach bloku wschodniego, a szczególnie w Polsce, jest w mojej opinii wręcz doskonała.

Choć początkowo wzorowaliśmy się na naszych zachodnich sąsiadach, to pod wieloma względami poszliśmy daleko dalej niż oni. Niezależnie od opcji politycznych rządzących Polską od 1990 roku, kraj ten dokonał niebywałego skoku cywilizacyjnego. W wielu obszarach mamy jeszcze dużo do naprawienia, ale kłamstwem jest twierdzenie, że jesteśmy cywilizacyjnie zapóźnieni. Wręcz przeciwnie.

A przecież ten ohydny polski kompleks brzydkiego kaczątka to wirus zainfekowany nam przez naszych dawnych okupantów. Historia Polski dowodzi szczególnych zdolności tego narodu do samoorganizacji w obliczu zagrożenia biologicznego lub kulturowego

Jerzy Wasowski i Jeremi Przybora śpiewali kiedyś: „Za granicę raczej nikt nas już nie wyśle / Zostaniemy, trudna rada, my przy Wiśle”. Ja bez przymusu wolę pozostać przy Wiśle. Po wakacyjnej włóczędze po Europie Zachodniej z ulgą wyjechałem jeszcze na kilka dni nad polskie wybrzeże, a potem na Warmię i Mazury. Pod każdym względem wolę odpoczywać i żyć tutaj niż tam.

Niemcy znam dość dobrze. Nie pamiętam ile razy byłem w tym kraju przed jego zjednoczeniem i po zjednoczeniu. W latach 80. XX wieku zarówno Berlin Zachodni, jak i miasta obu państw niemieckich robiły na nas Polakach duże wrażenie. Na tle polskiej szarzyzny taki Hamburg czy Frankfurt nad Menem wydawały się metropoliami łączącymi amerykański rozmach i niemiecką schludność. Uwielbiałem wędrować przez Góry Harzu, u podnóża których były rozsiane niezwykle czyste wsie i miasteczka.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Janusz Reiter: Putin zmienił sposób postępowania z Niemcami. Mają się bać Rosji
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Trzeba było uważać, czyli PKW odrzuca sprawozdanie PiS
Opinie polityczno - społeczne
Kozubal: 1000 dni wojny i nasza wola wsparcia
Opinie polityczno - społeczne
Apel do Niemców: Musicie się pożegnać z życiem w kłamstwie
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie polityczno - społeczne
Joanna Ćwiek-Świdecka: Po nominacji Roberta F. Kennedy’ego antyszczepionkowcy uwierzyli w swoją siłę