Nic tak dawno nie rozpaliło opinii publicznej na całym świecie jak ceremonia otwarcia igrzysk olimpijskich w Paryżu. Ceremonia ta, a lepiej powiedzieć widowisko, wywołała liczne kontrowersje kulturowe, ale też postawiła pytania dotyczące sensu organizowania samych igrzysk i wielkich imprez sportowych w ogóle.
Zrozumiałe, że impreza w Paryżu, podobnie jak wcześniejsze edycje igrzysk olimpijskich, wzbudziła ogromne zainteresowanie mediów i reklamodawców na całym świecie. Igrzyska są nie tylko świętem sportu, ale także spektaklem medialnym generującym miliardy dolarów przychodów z praw do transmisji telewizyjnych i emisji reklam. W tym kontekście warto się zastanowić, czy współczesne olimpiady nadal realizują swoje pierwotne cele, takie jak propagowanie sportu i promowanie pokoju oraz pojednania, czy raczej stały się narzędziem komercyjnych interesów.
Czytaj więcej
Igrzyska są dla wszystkich. Może prócz tych, którzy widzą w spektaklu „Ostatnią wieczerzę”; ci muszą się douczyć.
Transmisje z igrzysk olimpijskich są jednym z najważniejszych źródeł dochodów dla stacji telewizyjnych. Dzięki globalnej popularności olimpiady stacje te są w stanie przyciągnąć ogromne audytorium, co oczywiście przekłada się na wysokie wpływy z reklam. Reklamodawcy są gotowi płacić ogromne sumy za możliwość dotarcia do milionów widzów na całym świecie, co sprawia, że igrzyska stają się niezwykle dochodowym przedsięwzięciem. Również dla lokalnych komitetów olimpijskich oraz federacji i związków sportowych w wielu krajach.
Współczesne igrzyska coraz mocniej oddalają się od idei olimpizmu
Przykładem może być amerykańska telewizja NBC, która w 2021 r. zapłaciła ok. 1,3 mld dol. za prawa do transmisji igrzysk w Tokio. Inwestycja ta zwróciła się dzięki wpływom z reklam, które wyniosły ok. 1,25 mld dol. Podobnie podczas igrzysk w Paryżu odnotowane będą rekordowe przychody z reklam, które napędzają całą branżę medialną. Również w przypadku tenisa, chociaż pewnie nie na taką skalę jak turnieje wielkoszlemowe. Tenis zresztą jest przykładem dyscypliny, która włączona niedawno do programu olimpijskiego w sensie sportowym nie ma podczas igrzysk żadnego znaczenia oprócz symbolicznego. Zawody trwają osiem dni, a nie dwa tygodnie jak turnieje wielkoszlemowe, co budzi zresztą coraz większe protesty (w tym naszego związku tenisowego). Przecież wszyscy i tak wiedzą, że prawdziwa rywalizacja tenisistów i tenisistek odbywa się w Wimbledonie, Flushing Meadows czy podczas turnieju Rolanda Garrosa. Z kolei koszykarze amerykańscy, na co dzień występujący w NBA, uprawiają tak naprawdę zupełnie inną dyscyplinę i w konfrontacji z nimi nikt na świecie (może poza Serbią, w reprezentacji której gra Nikola Jokić z Denver Nuggets) nie ma nawet cienia szans.