W pamiętnym „Roku 1984”, wydanym po raz pierwszy cztery lata po zakończeniu II wojny światowej, George Orwell przedstawił wizję świata opanowanego przez trzy różne formy totalitaryzmu bezustannie ze sobą skonfliktowane. Jedno z tych mocarstw o nazwie Oceania wprowadza właśnie nowomowę, sztuczny język, którym powinni posługiwać się mieszkańcy w miejsce staromowy, do jakiej od pokoleń przywykli.
Naród, który przyjmie nowomowę, będzie jak plastelina w rękach władców
Chodzi o to, że nowomowa przeinacza znaczenia słów, przypisuje im fałszywe pojęcia w ten sposób, by posługujące się nim osoby myślały i wyrażały to, co wszechmocny rząd uznaje za słuszne, a zapomniały o prawdziwych znaczeniach. By mówiąc np. „wolność”, radowali się bytowaniem w totalitarnej opresji, a nie roili o zdrożnej swobodzie. I tak dalej, i tak dalej… Naród, który przyjmie nowomowę, będzie jak plastelina w rękach władców; niezdolny do sprzeciwu ani do buntu.
Czytaj więcej
Gdyby książkę George’a Orwella znał Jarosław Kaczyński – może nie przegrałby wyborów. W jego ulubionym Berlinie „1984” znają z nowych tłumaczeń i inscenizacji Luka Percevala w Berliner Ensamble.
Gdy Orwell pisał „Rok 1984”, ukazało się dzieło niemieckiego Żyda Victora Klemperera „LTI – Lingua Tertia Imperii”, czyli „Język Trzeciej Rzeszy”, drobiazgowa analiza hitlerowskiej nowomowy, która od tego czasu miała już wiele wydań, także po polsku. Klemperer cudem uniknął Holokaustu, był filologiem i literaturoznawcą, a więc osobą predestynowaną do podjęcia tematu. Kolejne dzieło pod tytułem „LIS – Lingua Imperii Sovietica” aż się ciśnie pod pióro filologa, który przeżył wzlot i upadek systemu sowieckiego. Znałem autora, który się do tego przymierzał, ale zmarł przedwcześnie.
Jak PiS zmienia język: „tortury” sprawione przez „bodnarowców”
Teraz rodzi się w Polsce „L.PiSD.”, co należy rozwinąć jak w tytule, czyli „Lingua PiS decennium” – „Język PiS-u schyłkowego”. Gdy partia Jarosława Kaczyńskiego w latach 2007–2015 pauzowała w opozycji, ograniczała się do nazywania posłusznych sobie dziennikarzy „niezależnymi”, wszak mało kto pamięta, na czym polegała niezależność, choćby w niebezpiecznych latach „Jaruzelskich”, i jak się za nią płaciło. Dopiero teraz PiS – schyłkowe i znowu w opozycji – rzuciło się do nadrabiania straconego czasu.