Na wybór Francuzów, jakiego dokonali w niedzielę, należy patrzeć z dwóch perspektyw. A właściwie z trzech, bo ta pierwsza to swego rodzaju metaperspektywa, warunek pozostałych dwóch. Otóż z niej wniosek płynie taki, że Francuzi wybierają partie, które będą rządzić ich krajem i pod tym względem ich wybór nie powinien być przez nas oceniany naszymi kategoriami. To suwerenny wybór wielkiego narodu, który od lat boryka się z wieloma problemami, i nie powinniśmy dawać Francuzom dobrych rad ani paternalistycznie stwierdzać, czy wybrali dobrze, źle, mądrze, czy głupio.
To, że wszyscy uważają, że należy oceniać wybory w Polsce, Niemczech, Holandii USA itp. jako walkę dobra ze złem, to dramatyczne uproszczenia. Każdy naród podejmuje decyzję, myśląc o swoim dobru, i właściwie nikomu nic do tego. Z tym tylko wyjątkiem, że wybory krajowe mają też wpływ na życie innych. Na życie nasze, innych Europejczyków, a także Ukraińców. I w tylko w tym kontekście zamierzam je oceniać.
Dlaczego Emmanuel Macron postawił wszystko na jedną kartę? I dlaczego wygrał?
Druga perspektywa to wist samego Emmanuela Macrona. Widząc, że jego partia wypadła katastrofalnie w wyborach europejskich na początku czerwca, francuski prezydent postanowił nie czekać do końca swej kadencji (kolejne wybory prezydenckie odbędą się nad Sekwaną w 2027 roku) jako więzień układów partii, z którymi przegrał. Zawistował, rozwiązując parlament, i w pewnej mierze osiągnął swój cel.
Czytaj więcej
Francji nie grozi faszyzm ani prawicowy autorytaryzm. Grożą za to całkiem realnie prawicowy i lewicowy populizm, polityczna niestabilność powodująca niebezpieczną obstrukcję we francuskiej polityce zagranicznej i wewnętrznej oraz pogłębienie i tak głębokich podziałów w społeczeństwie, które nasila głównie ideologia skrajnej lewicy.
W wyborach do Parlamentu Europejskiego Zjednoczenie Narodowe współtworzone przez Marine Le Pen dostało ponad 31 proc. Partia samego Macrona była druga z 14,5 proc. głosów. Trzeci byli socjaliści z wynikiem 13,8 proc. głosów. Zdając sobie sprawę, że to podważa jego mandat do rządzenia do końca kadencji, Macron ogłosił wybory. I doprowadził do sytuacji, w której partia Le Pen nie tylko nie wygrała, ale nie ma też mandatu do tworzenia rządu. W dodatku ocalił swoją partię, ponieważ centrowy blok skupiony wokół samego Macrona zdobył w sumie 168 miejsc w nowym parlamencie. To jest więc osobisty sukces prezydenta, realizacja celu, jaki sobie postawił. Zagrał va banque, ale nie utracił całkowicie kontroli nad francuską polityką. Jednak cena za realizację tego celu była gigantyczna.