W wyborach samorządowych lewica nie wygrała ani wśród kobiet, ani wśród robotników, a wydawać by się mogło, że rozpoznaje te grupy jako swój naturalny i pewny elektorat. Mnóstwo uwagi poświęca prawom kobiet, ale przecież też wspierała regularnie protestujących pracowników (np. Solarisa czy firmy Paroc w Trzemesznie) i adresuje przekaz właśnie do nich: sprawiedliwe podatki, czterodniowy tydzień pracy, dostępne usługi publiczne i mieszkalnictwo komunalne.
Czytaj więcej
Po wyborach samorządowych Lewica zostaje z pytaniem: po co być drugą, tylko nieco bardziej lewicową PO? Ktoś powie, że „lewicy ludowej”, pozycjonującej się w kontrze do liberałów, elektorat nie chce. Czy jednak ostatnie wyniki Lewicy dowodzą, że chce tę obecną?
„Dlaczego przedstawiciele klasy pracującej głosują na polityków, którzy dbają przede wszystkim o interesy bogaczy i korporacji?” – pytał w książce „Gniew” dr Tomasz Markiewka, przyglądając się temu, co amerykańscy badacze, tacy jak Arlie Russell Hochschild i Robert Frank, nazwali „wielkim paradoksem”.
Lewica ofiarą transformacji ustrojowej?
Dlaczego socjaliści mogą rządzić w Hiszpanii, a nie w Polsce? Dlaczego socjalistyczny program może być realizowany w krajach skandynawskich (słynny „szwedzki socjal”), ale nie nad Wisłą? Jestem historyczką, więc odpowiedzi na pytania o współczesność szukam w przeszłości. I myślę, że chodzi o kształt transformacji ustrojowej (nie przeszły jej – bo nie musiały – Hiszpania czy Szwecja).