Podczas październikowych wyborów bardzo ważną rolę odegrali młodzi wyborcy (18–29 lat). Między innymi dzięki nim koalicja zbudowana z KO, Lewicy i Trzeciej Drogi była w stanie utworzyć większość rządową. Grupa wiekowa, która jest utożsamiana z najgorszą frekwencją i obojętnością polityczną, 15 października zaprzeczyła temu stereotypowi, bo aż 68,8 proc. z nich oddało głos.
Niska frekwencja młodych w wyborach samorządowych 2024
I wtedy nadszedł 7 kwietnia 2024 r. Wybory, które miały pokazać prawdziwą siłę obozu władzy, które miały wznieść partie rządowe na wyżyny i utopić PiS, które miały utwierdzić nas w przekonaniu, że młode pokolenie angażuje się w politykę. Ale ich wynik okazał się raczej niezadowalający. Lewica, która okazała się największym przegranym w skali kraju, od razu zaczęła mówić, że jest on rezultatem małej frekwencji wśród młodych. Tych samych młodych, którzy „ocalili Polskę od trzeciej kadencji PiS”.
Czytaj więcej
Wybory samorządowe 2024 zaskoczyły nie tylko niską frekwencją, lecz także przewagą tematów ogólnopolskich nad kwestiami regionalnymi. O przyczynę takiego stanu rzeczy zapytaliśmy zarówno działaczy samorządowych, jak i polityków.
Faktycznie w minioną niedzielę tylko 38,6 proc. uprawnionych wyborców w wieku 18–29 lat zjawiło się w lokalach wyborczych, czyli prawie o połowę mniej niż w październiku. Niemniej winy za rezultat wyborczy nie można zwalać na samych wyborców. Trzeba patrzeć na przyczyny tego, dlaczego młodzi się tak diametralnie zdemobilizowali w przeciągu kilku miesięcy. A trzeba pamiętać, że są to w dużej mierze ci sami ludzie, którzy w chłodny październikowy wieczór 2023 r. do późnych godzin stali w długich kolejkach do lokali wyborczych, a teraz w dniu bez kolejek, przy pięknej pogodzie, woleli zostać w domach.
Może błąd tkwi nie w młodych, ale w ich rozczarowaniu pierwszymi miesiącami rządów nowej władzy. Poparcie wyborców, a zwłaszcza poparcie młodych, nie jest przecież dane raz na zawsze.