Skąd się wzięła popularność AfD?
Jednocześnie upiory wojny, inflacja i skok cen energii, wcześniej inna plaga – pandemii, zmusiły zasobne społeczeństwo nad Renem do głębokiego sięgnięcia do kieszeni. Niemal połowa Niemców lwią część dochodów przeznacza na opłacenie mieszkania, energii i ogrzewania. Woda na młyn dla populistów z Alternatywy dla Niemiec. Ci w sondażach zrównali się z kanclerską partią Scholza, tuż za plecami opozycyjnej chadecji. W jednym z 16 landów, sąsiadującej z Polską Brandenburgii, przewodzą nawet stawce z 32 proc. Tego w dziejach demokratycznych Niemiec jeszcze nie było.
Sondażowy skok krzykaczy z AfD w wymiarze arytmetycznym bierze się, przede wszystkim, z przepływu elektoratu protestu z drugiej, radykalnie lewicowej formacji Die Linke z podobnym do AfD program socjalnym. Potencjał niezadowolenia przechodzi z ultralewicy na ultraprawicę także dlatego, że radykalni socjaliści wzięli się za łby, partyjne przywództwo się kłóci, powołuje sądy kapturowe nad kolegami, a była liderka Sahra Wagenknecht nosi się z zamiarem założenia własnego ugrupowania.
Transformacja ustrojowa po zjednoczeniu Niemiec w 1990 r., a de facto przyłączenie nowych landów z byłej NRD do dawnej reńskiej republiki federalnej, ale według reguł tej ostatniej, zamieniło, owszem, za sumę 2 bln euro niedoszły „raj” Ericha Honeckera (szefa partii i państwa w latach 1971-89) w kraj mlekiem i miodem płynący. Ale zaowocowało też wśród jego mieszkańców poczuciem upokorzenia i nieufności. Przez ponad pół wieku wychowani w dyktaturze, najpierw III Rzeszy, potem radzieckiego komunizmu (1933-89), mają dziś spore deficyty w zakresie dyscypliny państwowej i lojalności wobec państwa. Szczególnie wyraźnie ujawniło się to podczas pandemii koronawirusa bojkotem szczepień. A razem z lękami przed liberalną gospodarką stworzyło strukturalne podglebie dla ultraprawicowych krzykaczy spod znaku AfD.
Byli enerdowcy nie zrozumieli, że wolność oznacza także odpowiedzialność za własny los. Byli niewolnicy o długoletnim stażu tęsknią za wygodami dyktatury. „Ostalgia” – tęsknota za bezpieczną socjalnie klatką Honeckera – robi karierę w semantyce i praktyce. Paradoksalnie dla mieszkańców byłej NRD zachodni dobrobyt szedł ręka w rękę z lękiem przed socjalną degradacją.
Nacjonalistyczna retoryka i godnościowe hasła przywracają podmiotowość lekko stygmatyzowanym przez mieszkańców byłej RFN ich rodakom ze wschodu. Wprawdzie AfD przyciągnęła na początku nielicznych ultrasów, ale dziś większościowy wyborca AfD jest przedstawicielem klasy średniej, najczęściej mężczyzną, ma co najmniej maturę, o ile nie studia wyższe, i niezłe zarobki. Nie ceni golenia głowy i skórzanych kurtek, woli dobrze skrojony garnitur, wypastowane buty i elegancko ułożone włosy. Klasyczny drobnomieszczanin, który w letnie wieczory podlewa gumowym wężem przydomowy ogródek pełen gipsowych krasnali. A w 2015 roku, podczas kryzysu migracyjnego, katalizatora popularności AfD, domagał się wysłania migrantów do diabła, a jako ultima ratio – strzelania do nich. To łączy go z młodszymi wiekiem ultrasami, kibolami i neonazistami z kryminalną przeszłością, którzy pod szyldem AfD poczuli się jak u siebie w domu.