Rosjanie nie mają dziś w Polsce łatwo. Okrutna wojna wszczęta przez ich prezydenta i popierana przez dużą część narodu zepchnęła ich na Zachodzie na margines. Odrodziły się resentymenty, uprzedzenia i historyczne rachunki krzywd, o których w latach 90. myśleliśmy, że przejdą na karty podręczników. Niekończąca się wojna kreuje na dodatek wykorzystywaną cynicznie przez część polityków na Zachodzie psychozę rusofobii.
W Polsce PiS chce ścigać „rosyjskie wpływy”, nie bardzo jasno komunikując, co oznaczają. Czy chodzi tylko o politykę i gospodarkę? A może za chwilę zacznie się piętnować tłumaczy literatury rosyjskiej, ludzi związanych z Rosją rodzinnie czy artystycznie? A może tych, co mają rosyjskie nazwiska? Czemu właściwie nie? W każdej z tych sytuacji można się doszukać rosyjskiego wpływu, choćby sprzed wieków.
Czytaj więcej
W stolicy spotkał się opozycyjny rosyjski Zjazd Deputowanych Ludowych – jedno z czterech centrów antyputinowskiej opozycji. Jedyny, który opowiada się za zbrojną walką z Kremlem.
Wspieranie rosyjskich wrogów Putina to polska racja stanu
Na naród, który jednoznacznie określa się jako nam wrogi, pada dziś cień wykluczenia. Czy sprawiedliwie? W jakimś stopniu tak, bo to nie Putin osobiście dokonuje zbrodni w Ukrainie, tylko Rosjanie. Ostatnia katastrofa na Dnieprze to dowód zwyrodnienia, okrutnej perfidii i braku odpowiedzialności za środowisko naturalne Ukrainy i całego regionu. Czyż potrzeba mocniejszego dowodu, że Rosja popada w szaleństwo groźne dla całego świata? A na tej ścieżce co scenariusz, to większa trwoga.